Wczoraj już na serio rozpoczęłam odkołtunianie Loli. Jej rujka mi trochę ułatwia sprawę, bo Lolinda straszną wiercipiętką jest i trudno ją utrzymać w jednym miejscu. Teraz jednak wystarczy złapać ją mocno za kark, potrząsnąć (leciutko) - i koteczka cierpliwie czeka na ciąg dalszy. A ja jej wycinam filc

Filcu jest dużo i paskudny jest

Na bokach prawie zintegrował się ze skórą, wczoraj prawie godzinę zajęło mi wycięcie połowy jednego kołtuna

Skóra pod spodem na szczęście zdrowa.
Dostała też spot-ona na wytrucie pcheł, jest szansa, że TŻ nawet się nie dowie
Dziś znowu spałyśmy razem. Tym razem Loluś przyszła do mnie na kanapę, połaskotała w twarz, przytuliła się na chwilkę
Szczęśliwa siódemka czasem przesiaduje pod drzwiami pokoju gościnnego. W ramach zapoznawania się dałam im powąchać wycięty kołtunek Loli
