Iskierkę bez wątpienia można zaliczyć do grona szczęściar. Bo wyszła ze schroniska, i to w ostatniej chwili. Jest chuda jak szkielet, widać że przez dłuższy czas nic nie jadła, albo skubała jak wróbelek, napewno bała się podejść do misek ze strachu, który był silniejszy niż głód

Issa chciała umrzeć śmiercią głodową

na pierwszy rzut oka widzę szczupłego, dobrze zbudowanego kota, ale kiedy biorę ją na ręce, to mam wrażenie że chwyciłam tylko zwykłe piórko... a mam na rękach młodego, dorosłego kota, który powinien ważyć tyle co sklepowy, 3 kg ciężarek. Dotykam ją po tym chudziutkim grzbieciku, i wyczuwam kręgi lędźwiowe, które nie są co prawda widoczne, ale mocno wyczuwalne. Przypominają mi się szkolne czasu, kiedy dotykałam modelu szkieletu ssaka, który stoi w sali biologicznej. Białe futerko, które "zasłania" ten koci szkielet, jest lekko żółte, widać że mocno zaniedbane... chyba Iskierka zapomniała do czego służy języczek, albo nie dawała już sobie rady... ale liczę na to, że jej piękne futro niedługo odzyska swoją dawną, śnieżną biel i będzie lśnić i lśnić, pod tym burym "płaszczykiem". Główkę i uszy "zdobi" kilka łysych placków (prawdopodobnie grzybek) ale dzielnie smarujemy łyse miejsca Imaverolem. Na szczęście Issa rozumie że to dla jej dobra, bo podczas smarowania glówki, chowa swoje śliczne pazurki

Dostaje też scanomunne, w strzykawce, prosto do pysia
Iskierka przejdzie prawdziwą metamorfozę - z brzydkiego kaczątka zmieni się wkrótce w pięknego łabędzia, tego jestem pewna!