» Nie gru 10, 2006 15:37
a, zaptedejtuję chłopaków.
trochę się u nich działo. nieustająco mieszkają z nami szylkretowe panny, choć mieliśmy przez czas mojego wyjazdu do Paryża podział kotów i moi dzielni panowie pojechali do domu moich Rodziców, gdzie mieli zamieszkać na piętrze, co prawda w zamkniętym pokoju, ale o powierzchni zbliżonej do całego mojego mieszkania.
pierwsze dni okupowali szafę, a znakami ich bytności były tylko ślady w kuwecie (ich ilość wzbudziła zgrozę i chyba podziw osób niedoświadczonych) no i znikające jedzenie.
trzeciej nocy natomiast koty sforsowały drzwi i mojego śpiącego kamiennym snem Tatę obuzili panowie w czerni z firmy ochroniarskiej, bo kotecki buszując po domu włączyły alarm...
wycie Taty nie obudziło ale panowie i owszem, koty sprytnie zwiały do szafy, że to niby nie one i od tej upojnej nocy drzwi były przywiązywane sznurkiem do poręczy schodów.
No to po trzech dniach koty wygięły listwę na tyle, że przy najmniejszym poluzowaniu sznurka znowu mogły wychodzić...
Problem główny polegał na tym, że w domu mieszka moja suczka - staruszka, która nienawidzi kotów z całego serca i mogłaby nadmierną ekscytację sąsiedztwem przypłacić zdrowiem.
Później do chłopaków dojechałam ja i szylkretowe dziewczynki i całą rodziną wróciliśmy do Warszawy. Tu, poza tym, że małe chorują panuje ogólna sielanka, wszyscy mają dzikie apetyty a Konik otworzył salon piękności dla kocich panienek.
Pod nieobecność dziewczynek, na wyjeździe, panowie ponoć lizali sie po łebkach i chodzili jak konie w zaprzęgu - łeb koło łba, a reszta kotów parą nieco rozchodzącą się na boki.
Bardzo z nich jestem dumna, że byli tacu dzielni i tacy grzeczni (no, może poza tym alarmem...)
Prawdziwi mężczyźni nie jedzą miodu, oni żują pszczoły.