Miałam sen. Kilka nocy temu...Byłam w Kijowie, zaraz po zbombardowaniu szpitala. Ludzie uciekali z gruzów, ktoś zauważył mnie i podbiegł z wielką klatką, a w niej dwie piękne kolorowe papugi. Poprosił mnie, abym je uratowała i pokazał kierunek, w którym mam uciekać. Zabrałam klatkę i biegłam, szybko, najszybciej jak potrafiłam. I nagle wielki uskok, który muszę przeskoczyć, właściwie przepaść. Nie zastanawiałam się, wiedziałam, że muszę, że tylko tak uratuję papugi. Skoczyłam i....i nie udało się.
Spadam razem z papugami w niekończący się dół. Ale jestem pewna, że damy radę, że papugi przecież potrafią latać i że za chwilę polecimy, nie wiem jak, ale polecimy...
Cały czas myślę, co ten sen znaczył. Pełen symboli, pełen rozpaczy i nadziei. Czy był przypadkowy czy może niósł pewien przekaz, kto sen ten wysłał do mnie? Czy tylko umysł, podświadomość?
Nie wiem...
Kiedy odchodziły wszystkie moje ukochane koty, zawsze wieczorem siadłam w ogrodzie i patrzyłam w niebo. Wypatrywałam gwiazdy, która mrugnie do mnie, że jest dobrze, że nic już nie boli, że mam być spokojna i już się nie martwić...Wczoraj nie mogłam dostrzec tej jednej, tej która zaświeci najjaśniej, bo jest najbliżej. Mrugało kilka, na zmianę, jedna tu, druga tam, bliżej, dalej, ciut jaśniej, dwie obok..
Mić? Balbinka? Obiś? I Pasio? Bratu? Czitusia? To Oni? I pewnie jedna z tych gwiazd to Cosia, jeszcze w drodze, przybiegli podać łapki Cosieńce, tak, tak myślę. Dzisiaj poszukam wszystkich jeszcze raz...
Było już bardzo ciemno i cicho, taka noc bez końca, posiedziałam sobie w Hiltonie i czekałam na coś, co może się wydarzy. I przyszła na późną kolację Nulka, nagle pojawił się też dawno nie zaglądający do nas Silver, oczywiście na sygnale. A na końcu w trawie przytuptał Maleńki. Urósł.
A potem już była tylko cisza.
Patrzę na pierwszą stronę tego wątku. Koniec kwietnia ubiegłego roku. Minął rok i trzy miesiące. Wcześniej, trzeciego marca pożegnaliśmy Pasia, w dniu dwudziestych urodzin Czitusi. W pierwszym poście są jeszcze wszyscy, Tutunia, Bratu, Cosia...Minął rok i trzy miesiące...nie ma, nie ma już nikogo...
Nie potrafię tego zrozumieć, wszystkie moje ukochane koty są już Tam...
I zawsze będzie mi ich bardzo, bardzo brakowało. Jeżeli ma się kilka kotów, to każdy jest inaczej Naj. Najodważniejszy, Najstrachliwszy, Najmądrzejszy, Najleniwszy i można dopisywać i dopisywać. Cosieńka była Najsłodsza. Forum jest pełne Jej zdjęć i historii z życia, mam nadzieję, że szczęśliwego.

To jedno z ostatnich, jeszcze przed operacją uszka, czyli początek czerwca?
Żegnaj moja Cudna, Czarna Księżniczko. Mrugniesz dzisiaj? Mrugniesz?
Kończy się moja przygoda z kotami, została tylko Nulka, której nieba przychylę, o ile będzie uprzejma wyrazić zgodę. Ma wszystko, co kotu do szczęścia potrzebne i nigdy nie zabraknie dla Manuli pełnej miseczki i ciepłego kąta do spania.
A ja raz jeszcze bardzo, bardzo Wszystkim dziękuję za ogrom współczucia, ciepłych słów, za wsparcie, za dobrą pamięć o Cosieńce, za wszystko.
Wątek niebawem się skończy, trudny wątek to był. I smutny bardzo.
Potem wrócimy w nowym. Z Nulką i Malutkim.
Już czas, za chwilę pokażą się pierwsze gwiazdy!