Trzy Bardzo Niedobre Koty dzisiaj z samego rana (zaczelo sie o 6.00, bagatela) przeszly same siebie w rozrabianiu

.
Zaczela Daisy. Juz przed 6.00 zaczela chodzic, miauczec, narzekac. I nie mogla sobie znalezc miejsca, caly czas sie przemieszczala. Wstalam, dalam swiezego suchego (wczorajsze jeszcze bylo w miseczkach, ktos nie ma znowu apetytu

), nalalam swiezej wody, w koncu otworzylam balkon. I nic. Probowalam spac, jakas strasznie zmeczona bylam. A ta ciagle chodzi i sie drze i burczy pod nosem. W koncu polozyla sie kolo mnie i wystawila do glaskania. Moze raz ja poglaskalam, gdy nagle mnie ugryzla w palec!

Mocno, do krwi

. Krzyknelam z bolu, a potem pacnelam ja po nosie i odwrocilam sie plecami. Niedobry kot

. Na jakas godzine przeszlo jej burczenie

lezala cichutko obok.
No, ale przeciez ranek jeszcze sie nie skonczyl. Krowki ruszyly do boju... Wstalam wiec, zabralam brzeczace zabawki, dalam porcje witaminek, i poszlam dalej spac.
Nagle HUK!!!! Biegne do kuchni, a te OKROPNE KOTY probowaly sie chyba dostac do wiekszej ilosci witaminek, i zrzucily mi wszystko z lodowki na podloge

. Potlukly sie wszystkie buteleczki, ktore byly w koszyku z lekarstwami, w tym waleriana. Witaminki i wszystkie inne rzeczy rozrzucone...

. Wygonilam je do sypialni i zaczelam sprzatac. Bardzo sie zdenerwowalam i powiedzialam im, ze jak jeszcze raz wykreca taki numer

to je zabije i zrobie z nich kotlety mielone

. Ciekawe, co sobie o mnie sasiedzi pomysleli
