» Wto sie 28, 2007 6:29
Złota Bastet
Kocięta, plącząc się pod nogami jak dwa malutkie pociski wypadły na zewnątrz wyprzedzając wszystkich, jednak, ku ich rozczarowaniu, przed oranżerią nie czekały żadne wielbłądy, tylko kilka samochodów, do których jeden po drugim powsiadali goście profesora, jak również ciotki pod bacznym okiem ponurego Wacława.
A my pobiegliśmy na najdalszy kraniec promenady prowadzeni przez psa jemu tylko znanymi skrótami.
Kiedy zdyszani zatrzymaliśmy się pod „Szaloną Mewą”, do ogródka, przybranego lampionami wchodzili ostatni goście.
Na honorowym miejscu zasiadł dyrektor lokalnego muzeum i burmistrz, a pani Hortensja z Emilią zapaliły rozstawione na stolikach świece.
Księżyc , który wyjrzał spomiędzy gałęzi drzew zalśnił w oczach Smarkacza i prześlizgnął się po futrze Alex.
Okrętowy kocur co rusz spoglądał z dumą na swoje dzieci, a szpitalna kotka siedziała z wysoko uniesioną głową nie przypominając ani trochę umęczonej, samotnej matki dwojga wcielonych diabląt.
Dexter trącił mnie w bok.
- Zaczyna się – mruknął.
Rzeczywiście – profesor zastukał łyżeczką w brzeg wysokiego kieliszka i oczy wszystkich skierowały się na jego chudą, spaloną słońcem postać.
Już- już miał otworzyć usta i rozpocząć mowę powitalną, gdy nagle rzucił szybkie spojrzenie w stronę bramy, przy której poruszały się dwie przygarbione postacie. Jedna z nich trzymała w ręce mikrofon, a druga usiłowała niepostrzeżenie rozciągnąć na trawniku kabel.
- To jest PRYWATNE spotkanie – nad głowami gości zagrzmiał bas doktora Zygmunta. – Każdy, kto będzie próbował wejść nieproszony zostanie potraktowany jako intruz...
Mniejsze z kociąt uśmiechnęło się promiennie.
- Ale bo ja mogę potraktować – powiedziało, a drugie ochoczo pokiwało łebkiem.
- Jak zaczniecie zajmować się traktowaniem – szepnęła Alex – to przegapicie cos bardzo ciekawego.
- Co ? – zapytały dwa głosiki.
- Coś – odparła Alex z irytacją poruszając końcem ogona.
W międzyczasie pies opuścił bezpieczne ukrycie i usiadł tuz przy bramie pokazując cały garnitur swoich białych, ostrych zębów.
Dwie postacie znikły z trawnika tak szybko, jak się na nim pojawiły.
Profesor odetchnął z ulgą.
- Dzisiejszy dzień jest dniem szczególnym – zaczął – ponieważ postanowiłem...ekhem...zawinąć do mego portu na stałe.. Myślę, że moje życie z wami będzie...ekhem...równie interesujące ...bowiem chcę podjąć nowe...ekhem...wyzwanie...trudniejsze od innych ...Jednak zanim to nastąpi mój serdeczny przyjaciel, Karol, opowie wam pewną historię...
Z dumą spojrzałem na Dziadka, który prezentował się niezgorzej, niż profesor. Dziadek zajął miejsce tuż obok profesora, a za oparciem jego krzesła stanęła pani Dorota.
- Wszystko zaczęło się, gdy byliśmy jeszcze małymi dziećmi – rzekł Dziadek, zapalając fajkę. - Spotykaliśmy się w gabinecie mojego ojca, który czytał nam historie o podróżnikach i odkrywcach i najpewniej wtedy Maurycy postanowił, kim zostanie w przyszłości...To właśnie Maurycy i Zygmunt wpadli na pomysł zabawy w odkrywców – ale tylko Maurycy uczynił z dziecinnej zabawy cel swojego życia. Zygmunt rysował tajemnicze mapy i ukrywał skarby, których potem szukaliśmy po całym mieście...
Od strony stolika, gdzie siedziały ciotki dobiegł jęk zawodu. Dziadek kurtuazyjnie ukłonił się kuzynkom, po czym powrócił do przerwanej opowieści.
- Tak powstała historia o Złotej Bastet, którą rzekomo przechowywać miał u siebie mój ojciec, a którą to figurkę mają w posiadaniu te właśnie panie. I, co ciekawsze, te panie mogą zatrzymać sobie jej zawartość...bowiem poszukują jej niestrudzenie od...bardzo długiego czasu...
Zebrani spojrzeli na siebie w zdumieniu. Wśród gości przeszedł cichy szmer zaskoczenia.
- Profesorze ! – zawołał dyrektor muzeum.
- Panie Karolu ! – jęknął burmistrz.
Ale Dziadek uśmiechnął się promiennie i wziąwszy z rąk profesora szkatułkę podał ją Grubszej z ciotek.
c.d.n

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!