
A to oznacza tylko jedno - znowu będzie dłuuugo, ale mam nadzieję, że nie nudno


Nocka ma się dobrze. Ja na szczęście również - nie doprowadziła mnie jeszcze panna do szaleństwa.
A pierwszy raz miała szansę, gdy z deka zmasakrowała sobie policzek.
Wróciłam z pracy, a tu krew na podłodze, Nocki nie ma, latam, szukam, znalazłam - wyglądała ślicznie. Na policzku miazga. Krew częściowo zaschnięta, częściowo świeża. Skóra na policzku poskręcana. Ślicznie. Nic, tylko na obraz abstrakcyjny.
Zapakowałam pannę do kontenera, pojechałyśmy do weta. Wetka (nie nasza) popłukała policzek, zaordynowała przedłużenie antybiotyku i montaż kołnierza

Nocka w drodze powrotnej coś mi miaukoliła w kontenerze, czegoś chciała, trochę szurała, trochę klęła, efekt tego był taki, że jak otwarłam transporterek, to miałam kota i kołnierz luzem, znaczy osobno. Westchnęłam, zamontowałam jej to cacko na nowo, Nocka poszła tyłem pod stół, postękała trochę i wyszła bez kołnierza i bez kawałka skóry z policzka.
Zrezygnowałam więc z kołnierza, nie chcąc, by zdejmowała sobie tę skórę po kawałku. I w ramach tego niechcenia przytrzasnęłam jej głowę drzwiami, co pozwoliło jej zerwać sobie kolejny kawałek powłoki z policzka

Ze względu na to, że rana się sączyła i generalnie była średnio ładna - zasypywałam jej to dermatolem - głęboko wierzę w siłe tego proszku

Było 2 dni nieźle, potem Nockę w obroty wziął Antek i dokładnie zlizał jej dermatol wraz ze strupkiem i kolejnym kawałkiem skóry...
Pojechałam na kontrolę, tym razem już nasza pani doktor ponownie zaordynowała kołnierz, tyle że nieco krótszy (nie 10 cm, ale 7,5 cm).
Do tego pani doktor zawiązała go nieco ciaśniej - no może oczka Nocce nie wychodziły na wierzch, ale ciaśniej było. No i dostaliśmy przykazanie, że kołnierz ma być na głowie przez minimum 2 tygodnie



Rozkoszny spojler na głowie sprawiał panience sporo problemów. Po pierwsze wystawał nieco poza obrys ciałka, czyli co jakiś czas można było Nockę namierzyć dzięki głośnemu zgrzytowi kołnierza o ścianę.
Do tego przejście przez dotychczas dostępne przejścia było nierealne. Czasem aż się nam panienka zawieszała - stała tak zaparta tym spojlerem o ścianę i napierała do przodu, zamiast się wycofać.
Jedzenie też było średnie - podczas jedzenia Nocka czasem robiłą surykatkę i stawała słupka, usiłując dojrzeć, co ja jej podaję, zanim jeszcze włożyłam łyżkę w otwór kołnierza. Czasem panna mówiła, że jak tak, to ona mówi cześć, bierze piłeczkę i nie będzie jadła.
No i codzienne mycie... A raczej jego brak

Ale generalnie tuning z dnia na dzień przeszkadzał jej coraz mniej - szalała, ganiała po drapaku, biegała za piłeczkami (opanowała nagarnianie piłeczki na kołnierz jak na szufelkę), a na koniec dostała rujki

Tym razem zainteresował się nią najpierw Klemens, dziubał ją trochę w plecy, potem Antek - dziubał ją trochę w boczek, ale Klemens był zdecydowanie bardziej aktywny. Może chłopaki stwierdzili, że skoro Nocka ma tak rzadko ruje, to jakoś trzeba się podzielić tym dziubaniem? Może Antek przyszedł do Klemensa i powiedział "dobra stary, tę rujkę obrabiasz ty, ale ja biorę kolejną. I taki porządek zachowamy, co druga twoja, ok?" No i Klemens się zgodził. W każdym razie mamy taki trochę burdel czasem w domu, bo młoda się czołga i jęczy na nią napiera Klemens,a Antek siedzi i na nich patrzy. A potem się zmieniają.
A potem przyłażą do nas do łózka i się obrabiają na mnie

W czasie tuningu Nocka zaczęła w końcu jeść. Z wielką chęcią i wielkie porcje. Za to zero rzyganka






A Nocka mówi - daj mięsa, daj mięsa. A po dwóch godzinach znowu mówi daj mięsa, daj mięsa. Dużo, dużo.
No i przytyła nam dziewczynka, waży już 3,15 kg

Poza tym zauważyłam, że stunowany kot jest bardziej miziasty. Poza tym tuning wpływa korzystnie na futrzanych współlokatorów - całe towarzystwo zaczęło spać z nami w łóżku, a dokładnie spać na mnie. Budzę się więc ciut odrętwiała, bo przecież ich nie zgonię, tylko śpię wygięta w chiński paragraf, a cała trójka (czyli w sumie prawie 15 kg kotów) panoszy się na moich nogach, a czasem nawet na brzuchu

No to tak u nas było.
A jak jest?
Wczoraj pani doktor wycałowawszy Nockę w sam środek chorego policzka stwierdziła, że spojler już można zdjąć. Policzek porasta futrem, ale niestety są dość spore blizny po powyrywanyh pazurami, kołnierzem i drzwiami kawałkach skóry.
A na początku było tylko takie malutkie rozcięcie...
Ale futro odrasta i niedługo blizny zginą pod włoskami.
A Nocka już nie jest taka miziasta, chyba będę ją co jakiś czas tunować... Jak na dziewczynę Dresiarzy przystało

