Kochani. Wróciłam, na targach było rozczarowująco mało kwiatów, ale i tak się naoglądałam. Poza tym patrzono na mnie jak na głupka, bo zadawałam dziwne pytania (ja się totalnie nie znam na kwiatach), nawet raz się okazało, że kwiatki, którymi się zachwycałam to były chryzantemy, pani była zdziwiona, że nie znam. Potem jednego pana zapytałam o nazwę kwiatków, które mi wpadły w oko, powiedział coś, nie usłyszałam co, ale rzekł do mnie tonem tak oczywistym, że nie śmiałam zapytać po raz drugi i tym sposobem nie wiem, co zakupiłam. Może Wy odgadniecie, nazwę. Fotka po przesadzeniu do donicy, jeszcze łazienkowa:

Poza tym była burza. Ze strasznym wiatrem, który pourywał mi lobielię, jak wróciłam do domu to zastałam kwiatki zmiecione na ziemię. Biedna lobelka, na razie wstawiłam ją do łazienki, niech sobie spokojnie wyschnie, bo musiała przeżyć traumatyczne spotkanie z burzą. Nie wiem, jak te kwiatki mają się utrzymać przy tak porywistych wiatrach i deszczach które gradowo spadają na te delikatne roślinki. Pelargonie dzielnie się trzymają, ale ja chyba nie mam nerwów do opieki nad kwiatami, serce mi się kraje, gdy widzę, jak przez tę pogodę są poniewierane.
No i dla wszystkich pierwsza w tym roku widziana przeze mnie tęcza:

No i jeszcze Joachimek:
