Wczoraj o szóstej rano Całka znowu się zachłysnęła. Tym razem atak nie był dramatyczny, obyło się bez zrobienia kupy pod siebie - "tylko" pozycja mostkowa i płytki, przyspieszony, odrobinę rzężący oddech. Jak już się Całka trochę uspokoiła, wzięłam ją i położyłam sobie na klacie - przytuliła się, co wzięłam za dobry znak. Faktycznie, godzinę później zachowywała się całkowicie normalnie i nawet poszła jeść, tym razem obyło się bez wizyty w lecznicy.
Szczurek wydrapuje sobie dziury na karku. Jedna już zarasta, ale obok pojawiła się nowa, żywe mięcho

Już nie obwiniam się o nieumiejętne zastrzyki. Doszłam do wniosku, że to z nerwów, wskazuje na to też zachowanie Szczurka (agresja ukierunkowana na Żwirka, lanie po kątach). Po dzisiejszej konsultacji z wetką zacznę jednak Szczurkowi podawać antydepresant.
Muchomorek kwitnie, ale łapki trzęsą mu się coraz bardziej i chodzi sztywno, jakby na szczudłach (biegać i skakać mu to nie przeszkadza). Zauważyłam, że ma bardzo napięte mięśnie, nawet kiedy leży - porównywałam z innymi kotami. Wracamy do metokarbamolu, to dość bezpieczny lek, a może zmniejszy nienaturalne napięcie mięśni w łapkach.
Misiek łazi i jojczy. I tłucze inne koty

Głównie te czarno-białe
Reszta siódemki jakoś żyje.