Domięśniowego to też bym nie zrobiła - ale wiesz, dopingowała mnie myśl o pakowaniu zestresowanego kota do transportera, jeżeli nie dam rady z tym zastrzykiem
Strzykawek naużywałam się już w życiu, ale raczej na gumowych pojemniczkach albo ampułkach z chemikaliami, a nie na żywych stworzeniach... Na szczęście Luby przytrzymał małą.
Leży, mruczy, nie chce jej się łazić, ale przytomna, chyba ok. Miałam wrażenie, że ma trochę temperatury, ale po zastrzyku jej przeszło. Ale równie dobrze mogła się zagrzać, bo leży w kłębku, jak to kot.
Chyba mogę jej już nasypać suchego. Do tej pory jadła tylko "mus" Sheby, rozgnieciony widelcem, bo wczoraj i jeszcze dziś rano nie gryzła zbyt sprawnie.
Transporter stoi i będzie stał. Zobaczymy, jak dalej będzie problemowa, to kupię taki wielki z materiału, na psa, żeby ją zmylić - wygląda "inaczej" i nie jest ciasny

Bo głodzić kota przed każdym wyjściem do weta nie zamierzam
