Chciałam przeprosić za tak długie milczenie Zajonczka - to moja wina, bo mocno się pochorowałam, a on cały czas się mną opiekuje, pomaga mi i na wszelkie sposoby próbuje wyleczyć. Do tego sam zmaga się z nieżytem nosa, który wkrótce po zaprzestaniu kuracji znów powrócił. Nie ma humoru, a smutny Zajonczek nie potrafi pisać i nie chce zasmucać swoich Ciociofanek. Ciągle ma nadzieję, że to wszystko zaraz minie i znów będzie dawnym Zajonczkiem... Że wyleczy mnie, bym ja mogła wyleczyć jego...
Ale niestety, mój organizm ogłosił wielopostaciowy - i długotrwały, jak się okazuje - strajk na wszystkich poziomach. Odrobina sił, jakie udaje mi się wyłuskać za pomocą snu i leków, i Zajonczka oczywiście, starcza jedynie na zadbanie o podstawowe sprawy egzystencjalne, moje i kotów. Każda czynność jawi mi się niemal jako konieczność zdobycia Mount Everest, a po jej wykonaniu czuję tylko ogromne wyczerpanie.
Tymczasem wiele pilnych rzeczy, które jak zwykle w takich chwilach zwalają się hurtem na głowę, leży odłogiem, powiększając tylko złe samopoczucie psychiczne i fizyczne. Że nie wspomnę o stajni Augiasza, w którą nawet przy krótkotrwałej mojej słabości momentalnie obraca się nasze mieszkanie. Jeśli jeszcze do tego dochodzą praktycznie nieczynne ręce...
W tej chwili jest trochę lepiej, ale nie wiem, czy to stała poprawa i cały czas się obawiam, że jednak wyląduję w szpitalu, a koty...
Przepraszam, że o tym piszę, ale ponieważ spotkałam się z zarzutem lekceważenia osób, które mi pomagają, nie mogę się inaczej usprawiedliwić.
Cóż jeszcze mogę dodać - może tyko to, że na miejscu jestem zdana wyłącznie na własne siły: 20 kotów, Zajonca, jeża i siebie muszę bez względu na stan zdrowia obrobić od strony żywieniowej, higienicznej i leczniczej, zmagając się przy tym z mieszkaniem, w którym już nic nie funkcjonuje jak powinno, i z kilkoma innymi przeciwnościami. I tak codziennie, bez jednego wolnego dnia, od 8 lat tutaj w Zdroju, a wcześniej w innym miejscu, tylko na trochę mniejszą skalę.
Sama nie myślę o tym, dopóki brutalnie nie przypomni mi mój organizm - dlatego tym bardziej jestem zaskoczona i wzruszona, że są osoby, które o tym pamiętają i potrafią zrozumieć.
Jestem ogromnie wdzięczna wszystkim kochanym Ciociofankom Zajonca, że cierpliwie na nas czekają i są nam nadal życzliwe. Dziękuję za niewywieranie presji, bo każdy stres tylko pogarsza mój stan zdrowia.
I oczywiście ogromnie dziękuję za wsparcie w każdej postaci, które cały czas od Was otrzymuję - a w takich momentach jest ono bezcenne - pomaga przetrwać zły czas, dodaje sił i wiary w wyzdrowienie.
Buborowi dziękuję serdecznie za relację z wizyty (oraz za diagnozę mojej choroby, która bardzo poprawiła mi humor

). I przede wszystkim za kolejną wielką pomoc.
Tak jak napisał, Pipinka ma już swój własny dom, a On ją do niego zawiózł. Nie wspomniał tylko, że musiał w tym celu nadłożyć sporo drogi po ciężkim dniu - trochę wcześniej bowiem zładował u mnie 3 wielkie szafy, które przywiózł z Krakowa, bym wreszcie mogła jakoś zapanować przynajmniej nad przedmiotami martwymi, jak też uchronić je przed niszczycielskim zapędami kotów.
To dla mnie nieoceniona pomoc, nie zliczę już która wyświadczona przez Bubora - Pawle, dziękuję Ci bardzo!
Dziękuję też ogromnie za sytematyczną pomoc żywieniowo-żwirkową
Myshce i Ciociofankom, które znów złożyły się na ostatnie zamówienia, czyli:
Agiag, Blond Tornado, Elwirka, Kwinta, Myshka, Zmorka, Yanachaska, oraz wspierające za pośrednictwem zakupów na bazarkach
Zmorki i Myshki :
Progect, Biamila, Ciaptak, Iweta i Lentilka.
Oprócz zamówienia, o którym pisała już Myshka, otrzymaliśmy dzięki ww. Ciociofankom jeszcze: 10 kg RC (po okazyjnej cenie dzięki Katgral), kolejne puszki Felixa (52 szt.) oraz 4 paczki żwirku Cat's Best Nature Gold.
Jestem też ogromnie wdzięczna za pomoc finansową otrzymaną od
Joako,
Ajgunio i
Myshki - dzięki Wam mogłam wysterylizować Pipinkę (telefon w sprawie jej adopcji otrzymałam tydzień później), a także zakupić leki dla kotów i Zajonca, w tym drogi antybiotyk (odpowiednik Sumamedu w zawiesinie), który ostatecznie wyleczył zatoki u Ćwirka i Trybulki - tak że w końcu mogły również zostać wykastrowane. Dziękuję jeszcze raz
Dorcie, która już wcześniej dała mi pieniądze kastrację Ćwirka.
Jeszcze raz dziękuję
Mircei i
Beacie za wcześniejsze bazarki, z których dochód pomógł mi w bieżącym utrzymaniu kotów.
Dziękuję pięknie
bc za to, że znów podarowała mi leki dla mnie i dla kotów (w tym Sumamed, ale w tabletkach, które potrzebowałam dla jeża i dzikiej Burci) oraz cudowny krem do rąk!
Dziękuję też za wpłaty adopcyjne na Zajonca -
Moś, Joako i
Ani c, Funcia -
Magdalenie, oraz
Mukki, Xandrze i jeszcze raz
Moś, które przejęły po Szymkowej opiekę nad innym kotem specjalnej troski - Śpiochem.
Szymkowej zaś ogromnie dziękuję za blisko 3-letnie systematyczne finansowanie jego diety i leczenia, w tym operacji wyszycia cewki moczowej. Za sprawą Szymkowej Śpioch miewa się dziś całkiem dobrze; dieta i powtarzane okresowo kuracje przyniosły w końcu bardzo dobry, już parę miesięcy utrzymujący się efekt.
Zmorce nieustająco dziękuję comiesięczną wpłatę na dogrzewanie mieszkania - kiedy ziąb jest nie do wytrzymania, włączam kaloryfer od Dorty i chociaż w pokoju mamy przez jakiś czas ciepło
Wszystkim Wam z całego serca dziękuję!
---