Trochę mnie nie było, ale już się poprawiam.
Z Rudym lepiej - robiliśmy ponownie badania moczu: kryształów już nie ma, wątroba trochę się poprawiła, nadal utrzymuje się duża ilość bakterii w moczu. Zrobiliśmy posiew z moczu i wykazało wrażliwość bakterii właściwie na wszystko, więc kontynuujemy leczenie trochę silniejszym antybiotykiem. Przyszły też wyniki zeskrobin z ran na głowie - okazało się że jednak grzyb, przesmarowane było tym cosiem na grzyby (Fungiderm?)

Ranek już nie ma (podleczone pewnie antybiotykiem), włoski odrastają. Jest dużo lepiej. Ufff....
Ostatnie badanie moczu wykazało też wałeczki tłuszczu, więc dostaliśmy mały opierdziel od wetki za podkarmianie Fusa masełkiem (co oczywiście nie ma miejsca), ale dopiero następnego dnia wpadliśmy skąd wzięły się te wałeczki. Dzień przed łapaniem siuśków Rudzielec dopadł w kuchni niepilnowane naczynie z sosem po klopsikach i cichaczem wylizał połowę
Dymuch natomiast ma się świetnie - żywy, mizialski okrutnie (szczególnie o 5.30 rano) i tłuką się we dwóch ile wlezie. Cierpi tylko z powodu braku mokrego jedzonka wieczorami i wyłazi z niego coraz częściej złodziejstwo - ściąga wszystko ze stołów, zagląda bez krępacji do lodówki i kradnie wszystkie worki z toreb i plecaków
