Niedawno znowu miałam telefon w sprawie kota. Niestety pani chciała rasowego a nie zwykłego dachowca. Ja chyba nigdy nie wyadoptuję żadnego tymczasa

. Shila już tyle razy miała szansę na fajny dom i bestia nie dała się polubić. Od samego początku nie chciała ode mnie iść

. Ona nie rozumie, że ja nie mogę jej u siebie zatrzymać.
Na domiar złego Rademenes od wczoraj wymiotuje. Co prawda nie cały czas i nie wszystkim co zje ale jednajk. Dzisiaj zwymiotował dwa razy niestrawionym jedzeniem. Dałam gadzinie Metoclopramid a on w ramach wdzięczności mnie podrapał

. Widać mu nie smakował i uślinił się chłopak niemiłosiernie. Jutro idziemy do weta. Będę dźwigać dwa transportery, bo muszę jeszcze Kiarę pokazać. Zdaje się że znowu ma nawrót grzyba (mimo że ją zaszczepiłam Felivaxem).
Rodzina jak na razie się do mnie nie odzywa. Są śmiertelnie obrażeni. Wyrok w mojej sprawie już zapadł. Zostałam okrzyknięta drugą Wiolettą Villas i według nich należy mnie leczyć, bo na pewno jestem umysłowo chora.
Tak więc siedzę w domu, próbuję znaleźć domy dla tymczasów i próbuję sie pozbierać.
Może ktoś zajrzy na ta stronę i zechce mi jakoś pomóc. Przecież nie wyrzuycę kotów na dwór pod blok.
Naprawdę nie wiem co robić.
Może ktoś choć prześle mi dobre słowo, żebym nie czuła się taka osamotniona.