A było tak.
W akcie rozpaczy założyłam na forum wątek pt. "Czy ktoś potrafi złapać dorosłego kota w podbierak?".
Osoba o takich umiejętnościach nie zgłosiła się. Zamiast tego dostałam kontakt do Tajemniczego Wujka Z., który swoją karierę w kotołapnictwie rozwija w oparciu o najnowsze technologie w dziedzinie łapania dzikich zwierząt rodem zza oceanu.
Po rozmowie telefonicznej z Tajemniczym Wujkiem Z. zaczęłam wierzyć, że złapanie Czarnej Cholery jest możliwe. Pewnie dlatego dzisiaj już od piątej rano nie mogłam spać.
Klatkę rozstawiliśmy o godzinie 8:00

Nad klatką umieszczona została kamera.

Dzięki której mogliśmy obserwować co się dzieje w klatce siedząc w samochodzie,
całkowicie niewidoczni dla kotów.
Zamknięcie klatki uruchamiane jest pilotem, więc to my decydujemy kiedy i nad jakim kotem klatka się zamyka.

Oczywiście w przypadku Czarnej Cholery nie nie jest łatwe

Zwłaszcza, że jak wszystkie koty Kryśki jest nażarta po kokardę
Początkowo żaden kot nie interesował się żarciem z klatce, pomimo, że teoretycznie jadły o godzinie 13 dnia poprzedniego.
Jak Kryśka była, to czekały, żeby Kryśka im dała. Jak Kryśka nie daje żarcia, to one nie jedzą. FOCH.
Jak Kryśka sobie poszła, to po pewnym czasie zainteresowanie żarciem w klatce wykazał jeden z kocurków i maluch.
Jednak to nie na nich się zaczailiśmy, więc klatka pozostała otwarta.
Dobrą stroną takiego zainteresowania, jest to, że nieufny i ostrożny kot widzi, że inne koty pochodzą i nic złego się nie dzieje.
Czarna Cholera początkowo traktowała klatkę jak powietrze, przechodziła tuż koło niej, ale nawet nie uraczyła jej jednym spojrzeniem
Pierwszy sukces był jak Czarna Cholera otarła o się klatkę. Uff, przynajmniej raczyła przyjąć do wiadomości istnienie klatki.
Ostatecznie pomogło spryskanie klatki walerianą. Jeden z kocurków tak się wytarzał w klatce, że baliśmy, czy jej czasem nie zamknie.
A klatka waży 9 kg, więc jak kot jest zbyt blisko brzegów, to może mu się stać krzywda.
Czarna Cholera poczuła walerianę i zaczęła się się delikatnie tarzać, jednak nie weszła na tyle daleko, aby zamknąć klatkę.
Za drugim razem ośmieliła się i podeszła, aż do żarcia. Wtedy Tajemniczy Wujek Z. zamknął klatkę pilotem i mieliśmy połowę sukcesu.
Klatka nie posiada dna, więc nie da się w niej przenieść kota. Trzeba kota przełożyć do transportera. Nastąpił bardzo nerwowy moment, czyli zagonienie kota do transportera i zamkniecie za nim drzwiczek. Robiłam to nie raz, ale przecież nigdy z takim Czarnym Cholerstwem, jakby nawiała, to koniec.
Ale udało się! Ostatecznie około 12:30 Czarna Cholera została oficjalnie uznana za złapaną.

Dodatkowe zabezpieczenia, żeby mi gdzieś nie nawiała z zagraconym pomieszczeniu gospodarczym. Czarna Cholera jedzie jutro do Koterii.

Potem jeszcze kociak, ale to już bułka z masłem. A właściwie Knedlik, bo takie dostał imię. Jest wystraszony, ale bardzo grzeczny.


