Ja zostałam okrzykięta kozicą górską

jak jestem w górach to dostaję mega zastrzyk energii, nic mnie nie powstrzyma, nie muszę jeść, spać, muszę tylko iść i iść, jak najdłużej, jak najwięcej, im trudniej tym lepiej, jak słonce parzy to kolejna rzecz z którą trzeba sobie radzić, wiatr nawet jak spycha to i tak jest boski, widoki dają katharsis, czuję ze zyję i jestem we właściwym miejscu. Mój H mówi że zamieniam się wtedy w kogoś innego, lepszego, ze ogarnia mnie spokój-a przecież jestem neurotyczką

- że tam zakochuje się we mnie na nowo

taki z niego romantyk, ale coś w tym jest. W górach mam powodzenie, w przeciwieństwie do życia codziennego

a i faceci w górach są lepsi, a góroleee

i tak najbardziej mam słabość do drwali
No i marzy mi się wyjście w Tatry zimą, ale narazie ani sprzętu nie mam, ani doświadczenia potrzebnego, choć w planach jest kurs wspinaczkowy

teraz czekam z utęsknieniem do wiosny i kolejnej wyprawy, może wreszcie uda się Rysy zdobyć, bo w tym roku miałam 3 podejścia i za każdym razem straszne burze z piorunami mnie zawracały, cóż to jeszcze nie mój czas widocznie. Ale i tak w dwa dni zdobyłam 7 szczytów, mój rekord

a największa satysfakcja-H idący za mną, nienadążający, zipiący, ha jestem twardsza
No tak, og górach mogłabym gadać bez końcach tak jak o swoich kotach
