kirke18 pisze:o rany! jakie piękne!!!! tak się wzruszyłam czytając te opowieści... no to wpadłam jak śliwka w kompot

, czy można się dosiąść? proszę...
zapraszam, tylko uważaj na ogon Bisi...który jest długi jak miesiąc i cienki jak wypłata...i wszędzie go pełno.
Na środkowej półce w szafie jest jeszcze kącik
A teraz.... jako, że deszcz pada, dym się snuje po ogrodzie, pies zajął mi fortel...pobajamy ? Tak ? Słyszę jakieś cichutkie TAK a kącika. To Siean wróciła !!!! siean, dzięki za Prawdziwy List !!!!
Skarb
Pacynka słysząc gwizdek czajnika pomyślała, że właściwie nadszedł czas, aby zejść z drzewa i spróbować sernika panny Madzi, zanim na talerzu zostaną okruszki.
Ale gdy spróbowała poruszyć się okazało się, że tajemniczy głos nad jej głową miał rację – wydostanie się spomiędzy dwu tworzących pozornie wygodne siedzisko konarów było niezwykle trudne. Na domiar złego jakaś złośliwa gałązka chwyciła skraj długiej spódnicy Pacynki i wcale nie zamierzała go puścić.
- Niech to diabli – prychnęła Pacynka nie dając za wygraną, ale kiedy usłyszała trzask rozdzieranego materiału zaklęła szpetnie i powróciła na miejsce.
Z kuchennego okna dolatywał brzęk talerzyków i dzwonienie szklanek, śmiech dzieci i szuranie krzeseł.
Wszyscy bawili się wyśmienicie, a widmo kupki okruszków dziwnie nie chciało opuścić Pacynki, toteż gdy usłyszała szelest trawy pod drzewem jej serce zabiło żywiej.
Służbowy pies w odświętnej czerwonej obroży z kraciastą bandanką szedł z nosem w trawie węsząc pracowicie.
- Hej, hej – zawołała Pacynka, a pies podniósł głowę i pokazał w uśmiechu białe zęby. – Zawołaj tu swojego pana, dobrze ?
- Pan melduje się na rozkaz – powiedział komendant straży miejskiej – gotów uwolnić księżniczkę ze szklanej góry....zanim smok zje do końca cały sernik...
To rzekłszy przystawił do pnia gruszy niedużą drabinkę, wszedł na ostatni szczebel i podał Pacynce rękę.
Kiedy znalezli się na dole Pacynka wytargała za uszy służbowego psa.
Komendant spojrzał na nią z wyrzutem.
- Po akcjach ratunkowych medale otrzymują tylko psy – rzucił z goryczą , ale Pacynka udała, że nie słyszy.
- Serniczek – powiedziała spoglądając w stronę kuchennego okna. – Bo nam zjedzą.
Wejście nieco potarganej Pacynki z liśćmi we włosach oraz komendanta straży miejskiej w towarzystwie służbowego psa dzieci nagrodziły gromkimi oklaskami, a panna Madzia od razu podała przyjaciółce talerzyk.
Pacynka nałożyła na niego solidną porcję sernika i usiadła w bujanym fotelu, które całe lata stał nieużywany w jej piwnicy, teraz zaś delikatnie kołysał się i skrzypiał, jakby gdyby był zadowolony ze zmiany miejsca
Pomiędzy gośćmi majestatycznie przechadzało się rude kocisko Bajanny, a na piecu, wpatrzony w figurkę kota siedział bardzo zamyślony Maciejek.
Kiedy z półmiska zniknął ostatni kawałek sernika i nawet okruszki zostały wyjedzone, Wnuczka Nauczyciela postukała łyżeczką w swój talerzyk i oczy wszystkich skierowały się w jej stronę.
Poprawiła na nosie okulary i chrząknęła.
- Pani będzie przemawiać ? – wyrwał się Filip.
Weronika uszczypnęła brata tak mocno, że aż syknął z bólu.
Wnuczka nauczyciela rozejrzała się po kuchni.
- Lubicie czytać książki ? – zapytała.
- Ja lubię – powiedział siedzący obok Serka Dominik.
- A jakie ? – zapytała Wnuczka Nauczyciela.
Dominik zaczerwienił się i wstał.
- Takie o duchach, wampirach i czarodziejach – powiedział.
Serek spojrzał na kolegę i wzdrygnął się.
Ciągle pamiętał dziewięćdziesiąte urodziny Babci Tekli i chociaż nie złapał Dominika na gorącym uczynku, był prawie pewien, że Dominik maczał palce w przedziwnym zdarzeniu...
- A o poszukiwaczach skarbów ? - zapytała Wnuczka Nauczyciela. – Nikt nie lubi ?
Parę rąk nieśmiało podniosło się w górę..
- Bo ja właśnie przyjechałam szukać skarbu – powiedziała Wnuczka Nauczyciela. – Skarbu mojego Dziadka.
Dzieci zamilkły z wrażenia, a Dziadek Ramol, który stojąc na malutkim stołeczku podsłuchiwał pod oknem zakrztusił się miętówką.
- Więc to nie bajka ! - Dziadek Rupol kilka razy uderzył przyjaciela w plecy, po czym obaj staruszkowie truchcikiem wycofali się między drzewa.
- Jak znajdziemy skarb – rozmarzył się Dziadek Ramol – to kupię sobie rower górski...
- A ja swój własny komputer – powiedziała Dziadek Rupol, który jeszcze nie zapomniał, jak został potraktowany w związku z propozycja pomocy przy składaniu komputera - I SAM GO ZŁOŻĘ – dorzucił z nuta ponurego triumfu w głosie..
c.d.n