Marcelibu pisze:Jak wyniki Klemcia?
jeszcze nie ma. Za to dziś spadł deszcz! wielki, wspaniały, lejący się z nieba. Niestety razem z deszczem przyszła burza. A ja się boję

i Georg też... Od przeprowadzki mamy co prawda łazienkę, ale bez wanny, w której moglibyśmy się schować, więc siedzieliśmy sobie z Georgiem: on pod łózkiem, ja obok (pod może i bym wlazła, ale kto by mnie wyciągnął

) Klemcia nie było, wołałam, ale stwierdził widocznie, że skoro leje to on się moczyć nie będzie i dopiero po zakończeniu ulewy z godnością wylazł z garażu. Miał, skubaniec, do przejścia jakieś 12 metrów, żeby znaleźć się w domu, to nie! nosa z garażu nie wyściubił, za to Pańcia stała w drzwiach wejściowych (przed grzmotami to jeszcze było

) i szukając w głowie informacji a'propos piorunów kulistych (jak wpadają i ile czasu latają po chałupie i czy ewentualnie piorun taki zatrzyma się w wejściu na mojej osobie, nie czyniąc krzywdy Georgowi i Lei) wyła pod niebiosa: Kleeeemeeeens, Kleeeemciooooo... Dupek

Lea burzy się nie boi. Nic sobie nie robiła z grzmotów i błyskawic, tylko albo zaczepiała nas (tj. Georg i mnie), wczepionych z różnych stron w łózko, albo spała brzuchem do góry
Ogólnie z burzy największą uciechę miał jeden (zidentyfikowany) mieszkaniec naszego domostwa. Jak wołałam Klemcia to widziałam, jak wręcz z rozkoszą tapla się w strugach wody... Proszę Państwa: Oto Barbara... (albo Barbar, nie wiem

)

Oczywiście Barbar(a) jest identyfikowalny(a) (ma chyba uszkodzone oko), natomiast ten osobnik... widziałam go raz - pewno się nażarł tynku ze ściany i poszedł.... znaczy ten... popełznął?
