Dzień szesnasty.
Wczoraj znów było ciężko, ale to przez te potwornie stresujące chwile. Naprawdę już nie pamiętam, kiedy coś takiego przeżywałam. Że ja nie zapaliłam, to cud jakiś jest.
Ale wytrzymałam. Jak sobie wyobraziłam, że do tego stresu dojdzie jeszcze kac moralny i poczucie całkowitej porażki, było łatwiej. Uznałam, że jeden kataklizm na razie wystarczy.
Od jutra zmniejszamy dawkę tabexu. Zgodnie z ulotką, pierwsze trzy dni co 2 godziny, potem 13 dni co 2,5 godziny, a potem co 3 godziny. Już teraz zdarzało się, że zapominałam o porcji
odwykacza i brałam z półgodzinnym opóźnieniem. To chyba świadczy, że nie jest najgorzej.
Walczymy dalej.
Z utęsknieniem czekam na 21 dzień, bo podobno po pierwszych trzech tygodniach jest o wiele lepiej. Więc uczepiłam się tego jak ostatniej deski ratunku. W sytuacji walki z nałogiem, każda decha jest dobra, żeby się jej złapać.
Poza tym, pod koniec tygodnia powinien już zacząć działać inny preparat, z korzenia kuzu. To ziołowe coś pomaga w walce z nałogiem alkoholowym i nikotynowym. Dodatkowo (tak jest na ulotce) wspomaga produkcję serotoniny. Czekam z niecierpliwością, jak zacznie działać.
I to chyba na dzisiaj wszystko. Szczypiorki w porządku, nic się nie dzieje. One nie odczuwają zupełnie konsekwencji mojej walki, bo są jedynymi istotami na świecie, które teraz mnie nie irytują. W domu jestem zupełnie spokojna, nie odczuwam zniecierpliwienia ani irytacji. Chociaż jednak pewna konsekwencja jest: Szczypiorki od 8 stycznia przestały być biernymi palaczami

A dymu z papierosa najbardziej nie lubił Koralik. Jak odpalałam fajkę, natychmiast się ewakuował.
Sihaja, z powiadomieniami mam dokładnie tak, jak Ty. Od kilku dni nie przyszło ani jedno.