Iskierka i kolana part two:
Kiedy już miałam tę mrucząco/warczącą (później napiszę dlaczego akurat warczącą) kupkę futra na kolanach, nagle przypomniało mi się, że zaraz leci jedna z moich ulubionych bajek Disney'a w telewizji (taki dzieciuchowski sentyment) - miałam obejrzeć razem z mamą. Z drugiej strony, nie miałam serca ściągnąć Iskierki z kolan, tak słodko sobie spała, mrucząc i rozwalając się na wszystkie strony, a to zwineła się w kłębek, a to prostowała sobie kosteczki. Uroczy widok. Mama woła z pokoju a ja mam dylemat co zrobić. Wpadłam na genialny, aczkolwiek lekko zwariowany pomysł, bo przecież mogłam ją normalnie zdjąć z tych nieszczęsnych kolan. Ale ja miałam doskonały pomysł jak ściągnąć Iskierkę z kolan, wogóle jej nie ruszając, żeby broń boże nie zdenerwować biednego kota. Powiedziałam mamie żeby poszła do kuchni, otworzyła lodówkę, a następnie wyciągneła z niej kocią puszkę i nałożyła trochę do jednaj z misek (koty miały co prawda dostać jedzenie dopiero późnym wieczorem, ale co mi tam) mama wstała z kanapy bardzo niechętnie, bo film już się akurat zaczynał, a wiadomo, nikt nie lubi jak mu się przerywa film, i to jeszcze na początku. Ale mama poszła w końcu do kuchni, i zaczeła nakładać jedzenie. Pierwszy odruch - Iskierka się budzi, lekko podniosła główkę do góry, i zaczeła orientacyjnie kręcić noskiem, mimo to, leżała dalej. Chyba nie miała zamiaru wstawać z ciepłych kolan... co jest do niej bardzo niepodobne, bo kto jak kto, ale Issa zawsze pierwsza leciała do kuchni. Z pokoju wybiegła akurat Maja, która leżała na łóżku, tuż obok nas, a muszę dodać że Maja to straszny łasuch. Reszta kotów - zero reakcji, najedzone albo nie mają ochoty. Tylko Alek wstał cichutko ze swojego pudełka, wpatrując się a to w mamę, a to w puszkę, którą trzymała w rękach (pudło jest naprzeciwko kuchni, blatu) ale zabrakło mu odwagi, żeby pójść po jedzonko, boi się kotów, Majki chyba najbardziej... a Maja już w kuchni. Kiedy Iskierka zauważyła że Maja pobiegła do kuchni, lekko niechętnie, ale w końcu wstała. Ziewneła i zaczeła się powoli zbierać do "wyjścia". Widać że niechętnie. Kątem oka dostrzegłam resztę kotów w składzie: Sally i Filip, które powolnym krokiem szły do kuchni. Iskierka też je zobaczyła. Tego już było za wiele, nie mogła już dłużej czekać, zeskoczyła z kolan i pobiegła do kuchni niczym błyskawica, żeby się broń boże nie spóźnić. Co prawda Isska się spóźniła, ale przy miskach i tak jest zawsze pierwsza - inne koty się jej boją, więc Iskierka nie musi się tak spieszyć. Uff, mogłam nareszcie pójść na swój film. A koty zadowolone - miały przecież dostać jedzonko późnym wieczorem, a dzięki Iskierce dostały je trochę wcześniej. Sama Iskierka była w siódmym niebie, zjadła z apetytem swoją porcję i jeszcze dokończyła za koty, które nie zjadły wszystkiego (to normalka) Po skończonej kolacji, Issa uśmiechnięta, od ucha do ucha, bo wiadomo, najedzony kot, to szczęśliwy kot, czyż nie? wolnym krokiem udała się prosto do pokoju, celem rozłożenia się wygodnie na swoim "fotelu" i odbycia swojej wieczornej toalety. Mocno się zdziwiła, kiedy nie zobaczyła mnie na swoim... krześle o tej porze. Iskierka wie że o tej godzinie zawsze pracuje na komputerze, tym razem było trochę inaczej, w końcu weekend. Na dodatek wolny! A ponieważ poszłam wtedy na film - Issa sama wskoczyła na moje ukochane krzesło, a za punkt honoru postanowiła sobie na mnie poczekać. Uparcie, jak to na Iskierkę przystało.

Film sie skończył, a kot spał sobie smacznie na obudowie komputera. Mój widok nie zrobił na niej żadnego wrażenia, spała sobie dalej, nawet na mnie nie spojrzała. I wcale nie miała ochoty wstawać z tej ciepłej obudowy komputera, żeby usiąść na tym, co lubi najbardziej - czyli moich kolanach. No cóż, biedula czekała, czekała i się nie doczekała, więc postanowiła zmienić miejsce swojego wypoczynku, i chyba tak już zostanie...