Jak Kitek walczył z ognistym potworem
Światło raptownie przygasło, potem na moment rozjarzyło się w ostatnim śmiertelnym parosyźmie, by wreszcie z trzaskiem odpłynąć w niebyt. Mieszkanie pogrążyło się w złowieszczej czerni. Ba, żeby tylko! Wyjrzałam za okno... Okoliczne bloki wzięła w objęcia noc. Pamiętacie "Seksmisję"? "Ciemność! Widzę ciemność!"... Coś więcej widział tylko Kitek i właśnie wykorzystywał bezwstydnie przewagę wynikającej z ogólnej wyższości swojego gatunku nad homo sapiens. Gwoli sprawiedliwości wyznać trzeba, że przyrodzone sobie zdolności marnował na zbytki. Mówiąc wprost, oddawał się swawolnej przyjemności zdradzieckich napaści na dołe pięty ślepych jak krety karmicieli...
Powoli, obijając się o sprzęty dotarliśmy do sąsiedniego pomieszczenia, gdzie czekało wybawienie w postaci świec pozostałych po wizycie duszpasterskiej... A kiedy wreszcie chybotliwy płomień uwieńczył fantazyjny kształt poskręcanej spiralnie świecy koci rozbójnik staną twarzą w twarz z nieznanym...
Z początku obchodził ten zrodzony przez ludzką magię przedmiot niepewnie i z pewną rezerwą. Rychło jednak zaczął odczuwać ożywczy prąd krzepiącej adrenaliny. Tu nie było się nad czym zastanawiać! Należało działać! pyszczek wykrzywił mu bojowy grymas, ogon poruszał się rytmicznie: tik-tak, tik-tak, kiedy na miękkich łapkach z nisko pochyloną głową skradał się ku dziwnemu zjawisku.
Próby odseparowania wojowniczego kocura spełzły na niczym. Głównie z winy TŻta, który nieoczekiwanie poczuł się jak sir Richard Attenborough. "Ciiiii - położył palec na ustach - nie przeszkadzaj. Zobaczymy, co zrobi"

.
No i zobaczyliśmy. Zakuty w miękkie puszyste futerko rycerz bez trwogi dopadł wroga, uniósł gwałtownie łapkę i pssssssss.... Znowu tkwiliśmy w ciemnościach.
Ponowna odsłona światła ukazała niecodzienny widok. Kit siedział z łapką podkuloną, jednak zacięty, skupiony wyraz pyszczka wyraźnie mówił, że "gwardia umiera, ale się nie poddaje". Z gardziołka wydobył się bojowy okrzyk "Au! Au!" Nieustraszony przystępował do ofensywy...
Nie zobaczyliśmy jednak, co stanie się dalej. Nad wojownikiem czuwał duch Thomasa Edisona

. Światło zapaliło się równie raptownie jak zgasło. Rudy pozostał z poczuciem niespełnienia.
Nic to! Jeszcze się kiedyś na tym chwiejnym, żółtym i parzącym odegra!
