- Kminek nadal robi paskudne kupy
- Mufka ma nadal zmiany skórne na łebku. Przez chwilę wydawało się, że będzie lepiej, ale nie jest: jest gorzej!
Z prawej strony wielki kostropulec, nad nim ranka, z lewej jakieś ranki.
Świerzb? Grzyb?
- nie wiadomo, co z tą Tolą (dziś nie było na razie kupy poza kuwetą)
Buuu! Każda wyprawa do weta to dla mnie albo błaganie o transport, albo wędrówka na pieszo przez miasto z przerażonym kotem. Ostatnio Mufkę ledwie doniosłam, czułam się, jakbym szła ze sztangą.
(Marzę o zrobieniu prawa jazdy i kupnie używanego samochodu. A jedyną moją motywacją po temu jest konieczność wożenia kotów do weta.
Nigdy nie zrobię prawa jazdy, jeśli każdy grosz będę wydawać na koty.
Jeśli zaś pozbędę się nadmiaru kotów, to już nie będę potrzebować samochodu

I gdzie ja mam do tego weta iść. Lokalny wet przyjmuje w godzinach 11-20, czyli dokładnie w tych, w których pracuję. Najbliższa szansa wybrania się do niego: czwartek. Ale ostatnio tylko Mufkę obejrzał i powiedział, że już dobrze, i widocznie to nie świerzb, tylko sobie rozdrapała. A po 5 dniach to się wszystko odnowiło paskudnie.
Do Boliłapki potrzebuję transportu, zresztą też czynni do 20, a ja nie mam takiego dnia, żebym kończyła pracę przed 20.
Na Białobrzeską też potrzebuję transportu, ale tam chyba rejestrują do 21, więc może, jeśli mi się uda kogoś ubłagać, to da się zdążyć.
Co ja mam robić
