» Pt lis 03, 2006 8:14
nie wiem, co się dzieje, co to ma znaczyć, ale godzinę temu (5 rano) przyszedł do mnie Iwan i dwa szczury: Gryzelda i na wpół żywy Andrew... (tak na marginesie - myślałam,że Andrew nie przeżyje nocy... a on przyczołgał się z innego pokoju).
Kto otworzył klatkę? Kot? Szczury???
Dlaczego kot nie atakował szczurów, skoro nikt nie patrzył? Andrew'a mógłby udusić jednym naskokiem...
Spałam, jak zając pod miedzą, bo właśnie syn dotarł na miejsce w Płocku po koteczkę, więc usłyszałam, że kot idzie. Zaniepokoiło mnie, że jakoś dziwnie rzęzi... Zerwałam się a przy moim łóżku pełza Andrew, za nim Gryzia i... kot w "bezpiecznej" odległości. Nic z tego nie rozumiem...
Andrew został nafaszerowany antybiotykiem i raczył pojeść trochę convalescence. Teraz próbuję go pogrzać...
(rzęził głównie Andrew, bo chyba już za wiele płuc nie ma... no i trochę Gryzelda, bo ona od małego większość życia rzęzi - kupiłam ją zupełnie chorą i wycieńczoną, skazaną na śmierć i... jest już u mnie prawie 2 lata!)