Ale dziś mnie nerwy wzięły na spacerku z kotami, poszłam na półtora godzinki na zielony skrawek miedzy blokiem
( blok w kształcie litry U - wszystko dookoła zielone obrośnięte, raj dla kotów i spokój dla dropsika który dopiero się uczy).
Oczywiście spokój zakłócił jakiś je***y mały kundel, kilkukrotnie prosiłam właścicieli żeby go wzięli do siebie
( siedzieli na placu zabaw a pies robił co chciał i gdzie chciał). W końcu się wkurzyłam i aż sobie zaklęłam,
a głupi babsztyl przyleciał że mam nie klnąc bo dzieci latają... wkurzona się wydarłam że widzi że z kotami łażę
i nie może wziąć kundla tam gdzie ona siedzi mimo że kilkukrotnie prosiłam - zresztą od kiedy pies może latać po placu zabaw
- w końcu zakaz jest - dziwić się że potem dzieci w upaćkanych gównem ciuchach wracają

.
Ona do mnie z pretensjami że od kiedy się z kotami na smyczy łazi (miedzy czasie inna przyleciała że mam nie krzyczeć
a ja do niej jak pies pół godziny ujada to jest dobrze ?) A ja już tym podminowana i oczywiście poleciałam z tekstem a od
kiedy psa bez smyczy i kagańca się prowadza , wygarnęłam jej wszystko co mi leżało na duszy... mowie jej a co dwór jest
tylko dla psów i ja wyśmiałam, że jak się ma zwierzęta, szczególnie psy to się trzeba na przepisać znać... dodałam że jak tak to
dzwonie na policje, zobaczymy co powie na brak smyczy, kagańca a nawet obroży!!! Poszła sobie na reszcie a mnie aż
telepało z nerwów

wracam do domu, patrze a już ich nie ma, a szkoda bo chciałam im zagwarantować mandacik ...
No cóż.. jeszcze załatwię tego babsztyla jak zobaczę że pies łazi bez smyczy ....
Tyle moich żali....

A na koniec Drops potargał mi moją ulubioną koszule, wkurza mnie, iść nie chce ładnie szybko tylko leżeć w piasku,
a jak go niosę to się wyrywa że chce iść. normalnie myślałam że go rozszarpie, ale ugryzłam go tylko w
kark żeby się uspokoił... dobrze że limoneczka ładnie szła ....