Święta skończyły się i bardzo dobrze, bo to było już dość męczace.
Poza przypalonymi ogonkami Kastora i Karmelka (to nie moja wina ), mam jeszcze na koncie spalony garnuszek w którym gotowało się mięso dla kotów (zupełnie o nim zapomniałam

) i znów był lekki smrodek spalenizny, a zajrzałam do kuchni chyba w ostatniej chwili i garnek udało się uratować...mięsa niestety już nie
Poza tym Yuki napędziła mi trochę stracha.Ona zawsze była niejadkiem, jest malutka i wydaje mi się, że lekka i zawsze staram się dogadzać jej tak, żeby tylko coś zjadła.
No więc w święta kotki dostały na śniadanie tuńczyka, którego Yuki zawsze uwielbiała, a tym razem nie chciała nawet ruszyć.
Dostała więc co innego i nadal odwracała pyszczek i nie chciała jeść.
Ale gdy poszłam szykować śniadanie dla nas Yuki była pierwsza i usadzona w najlepszym miejscu na lodówce tzn. najbliżej blatu na którym wszystko kroiłam.Myślałam, że to ciekawość ale ta mała cwaniara wołała i pochłaniała wędlinki bez żadnego problemu

tak to sobie wymyśliła
Choinka jeszcze stoi, ale przewód od lampek już raz był przegryziony

i zaczynam znajdywać w różnych miejscach zdjęte ozdoby.