Moje kociaczki chyba zapomniały jak wygląda, pachnie i moczy śnieg

Po wczorajszej zawieruszce wracając 1,5 godziny jednym autobusem do domu (normalnie jadę 20 minut) zdecydowałam się na dość radykalne posunięcie; wynosiłam każdego kociaka osobno, aby sam własnymi łapkami dotknął tego czegoś mokrego

Miny były przeróżne; Puszek zwiał w panice pod drzwi, Garfildos opuścił ogonek, stulił uszka i patrząc się na mnie tylko przeraźliwie miauczał, Rademenes powąchał śnieg, prychnął i w nogi, a Ryś zrobił wielkie oczy i próbował złapać wirujące płatki, mało brakowało a wpadłby w zaspę

I w ten sposób chcąc oduczyć kociaki od wyskakiwania przez okno gdy wietrzę mieszkanie, zdaje się, że nauczyłam Rysia, że może się jeszcze na dworzu pobawić, po czym zostanie zabrany na rękach do domu, wytarty i dostanie jeszcze kiełbaskę do gryzienia

Skutek odwrotny od zamierzonego
