» Pt wrz 28, 2007 18:43
Dom w głębi parku
Dzień chylił się ku zachodowi, kiedy Pacynka podzwaniając kolczykami weszła do ogrodu Babci Tekli. Niosła ze sobą dużą, płócienną torbę w różowe kwiatki i już na pierwszy rzut oka widać było, że torba jest solidnie wypakowana.
Pacynka trąciła nosem siedzącą na poręczy ganku Miaulinę i weszła do środka. Na kuchennym stole Babci Tekli stał dzbanek z kawą i placek ze śliwkami domowej roboty.
i nalała do niej kawy.
- Przykro mi bardzo z powodu tej herbatki – powiedziała, ale Pacynka roześmiała się głośno, bo przypomniała sobie naczelnika poczty plującego futrem.
- Sama o mały włos się jej nie napiłam – wyznała Babcia Tekla – ale Miaulina zdążyła ukryć kajet...
Pacynka posłodziła kawę, dolała do niej śmietanki i otworzyła kolorowy zeszyt. Miaulina wyskoczyła na oparcie krzesła i zajrzała jej przez ramię.
- Domowe pastylki na ból brzucha – przeczytała głośno Pacynka i wzięła do ręki pióro.
Za oknem powoli zachodziło słońce. Ostatni promień błysnął między pniami brzóz, na jedną, krótką chwilę rozpalił czerwienią trawy w ogrodzie i zgasł.
W kuchni zapadła cisza, w której słychać było tylko skrzypienie bujanego fotela, na którym przysiadła Babcia Tekla, szelest kartek i melodyjne mruczenie Miauliny.
Po drugiej stronie domu, tuz nad kominem zapaliła się pierwsza gwiazda, z początku blada i nieśmiała, potem coraz jaśniejsza.
Placek ze śliwkami zniknął z talerza, a dzbanek do kawy napełnił się po raz drugi, gdy nagle zadzwonił telefon.
Mruczenie Miauliny nagle urwało się przechodząc w gniewny pomruk.
Babcia Tekla spojrzała na Pacynkę.
A Pacynka spojrzała na zegar.
Poczekały dobrą chwilę, ale telefon ani myślał przestać dzwonić.
- Odbierzcie ten telefon – warknęła Miaulina – bo strącę go z półki.
Babcia Tekla wstała z fotela i podniosła słuchawkę.
- Niemożliwe – wykrzyknęła. Daleki głos brzęczał w słuchawce jak jesienna mucha na szybie.
Wiadomość musiała być poważna, bo Babcia Tekla odłożywszy słuchawkę zamyśliła się głęboko.
Pacynka spojrzała na Babcię Teklę znad Kajetu.
- Wiesz, gdzie stoi dom nauczyciela ? – zapytała w końcu Babcia Tekla, a Pacynka trochę niepewnie pokiwała głową.
- Jeżeli można go jeszcze nazwać domem – dokończyła Babcia Tekla.
Pacynka przymknęła oczy przywołując obraz niedużego, starego domu na zachodnim skraju miasta, gdzie kończył się park, a zaczynały bujne, dzikie zarośla.
- Jeżeli jeszcze można go nazwać domem – powtórzyła Babcia Tekla. – I do tego domu powraca...wnuczka nauczyciela...to znaczy chciałaby powrócić do tego domu.
- Nie pamiętam żadnej wnuczki nauczyciela – powiedziała trochę niewyraznie Pacynka, bo trzymała w zębach pędzelek.
Babcia Tekla spojrzała w okno. W szybie odbijały się drzwiczki pieca, z których raz po raz wysuwał się złocisty języczek ognia.
- Bo tez nie możesz jej pamiętać – uśmiechnęła się do siebie. – Córka nauczyciela wyjechała stąd dość dawno...zanim przyjechałaś do miasta.
- Ale nauczyciela to pamiętam – powiedziała Pacynka. – Grywał z moim dziadkiem w karty. W każdy poniedziałek.
Przed oczyma Pacynki pojawiła się szczupła, sucha postać dziadka siedzącego w fotelu .
- Najpierw umarł dziadek – powiedziała półgłosem. – A potem nauczyciel. Pamiętam jak zrzędził, że nie będzie miał z kim grać...
Babcia Tekla spojrzała na zegar.
- Chce przyjechać za dwa tygodnie...
Pacynka domalowała ozdobnej literze zielony liść i pokiwała znacząco głową.
- To znaczy, że jutro mamy zebranie nadzwyczajne ?
Z kredensu dobiegł cichy chichot Miauliny...
... Kociama nie otwierając oczu sięgnęła po słuchawkę telefonu.
- Wiesz, która jest godzina ? – zapytała sennie.
- Nieodpowiednia – odparła beztrosko Pacynka. – Babcia Tekla zwołuje zebranie nadzwyczajne.
- Teraz ? – ziewnęła Kociama. – Jeśli tak, to zbierajcie się beze mnie.
- Jutro...- Pacynka lekko zawahała się. – to znaczy dzisiaj, po południu.
Biały, łaciaty kot spojrzał pytająco w twarz swojej pani.
- Tak, tak Maciejku – mruknęła Kociama, usiadła na łóżku i zmarszczyła brwi usiłując przypomniec sobie numer Bajanny..
Po południu, na drzwiach cukierni pojawiła się tabliczka z napisem PRZERWA OBIADOWA
Komendant straży miejskiej przystanął na chwilę usiłując zobaczyć coś w szparze między żółtymi żaluzjami, ale usłyszał tylko zaaferowane głosy, z których jeden rozpoznałby na końcu świata – a należał on oczywiście do Pacynki.
- Proponuję zaraz – zadzwoniły kolczyki z kocimi główkami.
Komendant jak mały chłopiec odskoczył od drzwi, i na szczęście zrobił to w samą porę, bo drzwi otworzyły się i z cukierni wyszła najpierw Kociama, za nią Bajanna, Babcia Tekla i Pacynka. Pochód zamykał duży, gruby, czarny kot z nosem umazanym śmietanką do kawy.
Komendant uśmiechnął się na powitanie, a Pacynka wesoło pomachała ręką.
- Jeżeli ma pan chwilę czasu – powiedziała z najpiękniejszym z uśmiechów – proszę z nami.
Serce komendanta pomachało ogonem jak służbowy pies. Gdyby nawet w tej chwili dokonano napadu na pocztę lub cukiernię żadna siła nie zawróciłaby go z drogi.
- Dokąd idziemy ? – zapytał.
- Do domu nauczyciela – powiedziała Babcia Tekla.
- Ach...- westchnął komendant, bowiem przypomniał sobie, że dawno temu w starym, zapuszczonym ogrodzie otaczającym dom odkrył krzak wspaniałych róż, o którym zupełnie głupio zapomniał, a które z pewnością zdążyły już przekwitnąć...
c.d.n

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!