Kociaki rosną i w łazience im coraz ciaśniej. Dzwoniłam do lecznicy, grzyb w próbce się nie wyhodował, więc wetka wnioskuje, że to nie jest zaraźliwa grzybica (spor.. cośtam) tylko drożdżycowe nadkażenia miejscowe. Dla mnie ma to znaczenie o tyle, że się nie zarazimy;) no i leczenie tego jest mniej męczące, smarujemy zmienione miejsca raz na 5 dni.
Cały czas leży mi na sercu kwestia FIV i FeLV. Zadzwonię dziś do lecznicy i dowiem się, czy moglibyśmy im dziś pobrać krew do badania (bo nawet nie wiem, czy mają być na czczo...). Jakoś obawiam się je wypuszczać do Malażki nie mając pewności, że są negatywne.
Lao stał się prawdziwym miziakiem. Sam pakuje się na kolana i wyciąga się do głaskania. On ma zupełnie bezstresowy charakter, mruczy nawet przy nacieraniu preparatem o ostrym, spirytusowym zapachu. W ogóle sporo mruczy:) Na przykład przy misce czy podczas leniwej zabawy.
Maszka boi się brania na ręce, ale zdarza jej się na chwilę zrelaksować. Długo to nie trwa ale widać, że jest zaskoczona, jakie to przyjemne:) Xenka na kolanach buczy, ale nie walczy ząbkami i pazurkami - wierzę, że w końcu się przełamie.
W kwestii adopcji cisza
