» Śro wrz 26, 2007 20:10
Wszyscy śpią smacznie w Złociejowie...
Mimo póznej pory Dziadek Ramol i Dziadek Rupol wrócili do miasteczka raznym truchcikiem.
Rynek tonął w ciepłym, pomarańczowym świetle lamp, a cienie drzew układały się na kocich łbach w fantastyczne wzory.
Dziadek Ramol i Dziadek Rupol przysiedli na jednej z ławek.
Dziadek Rupol spojrzał na czubki swoich butów.
- Adidas, najlepsza firma – mruknął pod nosem.
Dziadek Ramol, który głuchy jak pień był tylko w niewygodnych dla siebie sytuacjach, surowo spojrzał na przyjaciela.
- A chyba jednak lepsze są Pumy – powiedział lekko unosząc lewą nogę.
- Chyba jednak Adidas – upierał się Dziadek Rupol .
- Chyba jednak nie – ziewnął Dziadek Ramol i nagle zamrugał oczyma ze zdziwienia.
Przed cukiernią stał zakurzony, stary samochód, a na siedzeniu kierowcy spał długowłosy młodzieniec.
Dziadek Ramol zerwał się z ławki tak gwałtownie, że aż cos strzyknęło mu w plecach.
Podbiegł do samochodu i zastukał w przednią szybę najpierw cicho, a potem trochę głośniej.
Młodzieniec uniósł głowę i przetarł oczy.
- Epokę barokową charakteryzuje... – wymamrotał patrząc na Dziadka Ramola stojącego w przedziwnej pozie i rozcierającego sobie krzyże.
Dziadek zastygł na moment, a wtedy Wnuk wygramolił się z samochodu.
- A wy co tak po nocy – zapytał i umilkł, bo w oddali rozległ się wesoły marsz w wykonaniu orkiestry strażackiej.
Wnuk wyskoczył na dach samochodu i spojrzał w kierunku, z którego dochodziła muzyka.
Zobaczył światło księżyca połyskująca na trąbkach i długi sznur migoczących światełek – to komendant straży miejskiej wręczył powracającym do domów pochodnie, które trzymał w sejfie na zapleczu biura na specjalną okazję już od roku. A na końcu pochodu – czego nie było widać nawet z dachu samochodu – szedł Serek niosąc na barana śpiącego Dominika.
- A , rozumiem....powiedział Wnuk. – Imprezka.....
- Dziewięćdziesiąte pierwsze urodziny pani Tekli – wyjaśnił Dziadek Ramol. – Trzeba było zajrzeć na chwilkę.
Wnuk obszedł dookoła samochód i otworzył bagażnik. A potem skinął na Dziadka.
- Udało mi się zdobyć za psie pieniądze – powiedział wskazując na piętrzący się w bagażniku stos pudeł i pudełek.
Dziadek Ramol uważnie przyjrzał się zawartości bagażnika.
Tymczasem Dziadek Rupol przykucnął za samochodem i chichocząc pod nosem, poślinionym palcem wypisał na drzwiczkach BRUDAS, po czym wynurzył się tuż koło przyjaciela, rzucił okiem na stos pudełek i z niewinną miną zapytał :
- A co my tutaj mamy ?
- Chlaptop – oświadczył z dumą Dziadek Ramol.
- Nie – Wnuk pokręcił głową. – Komputer. Najprawdziwszy. – dodał związując włosy w kitkę.
Wręczył staruszkom drobne pudełka, a sam chwycił dwa największe i, przytrzymując je brodą, ruszył naprzód raz po raz ziewając.
W mieszkaniu Dziadka Ramola zapachniało lawendową wodą po goleniu i zbożową kawą,
A ścienny zegar na powitanie oświadczył, że właśnie dochodzi pierwsza.
Dziadek Ramol zatarł ręce i klepnął Wnuka w plecy.
- To chyba montujemy...? – zawołał i nie czekając na odpowiedz zapalił światło w gabinecie.
Zdjął z biurka stertę papierów i rozejrzał się za Wnukiem.
Ale Wnuka nie było ani w kuchni, ani w przedpokoju, , z sypialni natomiast dochodziło głośne chrapanie.
- No to poradzimy sobie sami – zaproponował Dziadek Rupol, który jakiś czas temu rozebrał na części i ponownie złożył kolorowy telewizor. To rzekłszy otworzył najmniejsze pudełko, które zawierało całe mnóstwo poplątanych, kolorowych kabli. Jednak Dziadek Ramol, niby Rejtan, zasłonił własną piersią resztę pudełek.
- Absolutnie – wykrzyknął. – Nie pozwalam !
Zrobił tak oczywiście dlatego, że po rozmontowaniu i ponownym złożeniu telewizora na stole Dziadka Rupola zostało bardzo dużo drobnych, nie wiadomo czemu mających służyć, części... i, rzecz jasna, telewizor przestał działać.
Urażony jawnym brakiem zaufania Dziadek Rupol wzruszył ramionami.
- Cóż ....jak będziecie mieć problem, wiesz gdzie mnie znalezć – mruknął i wyszedł.
Po chwili, z mieszkania piętro wyżej dobiegło głośne szuranie kapciami i pełne irytacji mamrotanie. Dziadek Ramol chwycił ciężki, drewniany stołek i przysunął go do ściany tuz pod wywietrznikiem.
- Absolutnie – usłyszał przez kratkę wywietrznika. – Nie pozwalam...
Dziadek Ramol zszedł ze stołka, wziął do ręki ciężki, solidnie kuty nóż do papieru i parę razy uderzył w kaloryfer.
Z góry odpowiedział mu metaliczny brzęk.
Wnuk drgnął i usiadł na łóżku.
- Komu bije dzwon ? – zapytał zupełnie bez sensu i opadł na poduszkę.
- Śpij, Wnusiu, śpij – Dziadek Ramol przykrył Wnuka kocem i rozejrzał się w poszukiwaniu czegoś naprawdę ciężkiego...
Środkiem rynku przemaszerowała orkiestra strażacka niosąc milczące instrumenty. A gdy zegar miejski wybił wpół do drugiej jakaś srebrna trąbka nieśmiało zagrała cichy hejnał.
- Dobranoc, dobranoc, dobranoc – obiło się o ściany kamieniczek.
- Dobranoc, dobranoc, dobranoc – odpowiedziały wąskie uliczki.
Służbowy pies smacznie ziewnął, a duży, gruby, czarny kot błyskawicznie zniknął z pola widzenia.
Pacynka na palcach weszła do sypialni i spojrzała na łóżko. Duży, czarny, gruby kot spał smacznie zwinięty w kłębek na połowie poduszki.
Pacynka delikatnie dotknęła uszu, nosa i łap kota, nic jednak nie wskazywało, aby miał on gorączkę, albo niedomagał w jakikolwiek inny sposób.
Niemniej jednak, wychodząc z założenia, że należy dmuchać nawet na zimne, Pacynka sięgnęła po notes z numerami telefonów gdzie pod hasłem „dręczyciel zwierząt ” figurował numer znajomego weterynarza, którego duży, gruby, czarny kot znienawidził od chwili, gdy ten orzekł, że w związku z nadwagą trzeba będzie codzienne porcje zredukować o połowę...
Rzecz jasna, że kot od razu ugryzł go we wskazujący palec lewej ręki , ale oczywiście niczego to nie zmieniło...
Pacynka wsunęła się pod kołdrę i przymknęła oczy. Od basowego, głębokiego mruczenia śpiącego kota całe łóżko delikatnie wibrowało.
Pacynka wyciągnęła rękę i przesunęła dłonią po miękkim, ciepłym futrze.
Kiedy kot upewnił się, że zasnęła, ostrożnie otworzył jedno oko i uważnie przyjrzał się swojej pani.
A potem wysunął łapę i bardzo delikatnie przesunął głowę Pacynki w stronę ściany. A kiedy nie obudziła się, przesunął ją jeszcze dalej i wyciągnął się na całą długość...znacznie przekraczającą długość poduszki... Głowa Pacynki wylądował na prześcieradle, pomiędzy poduszką a ścianą. Kot zamruczał jeszcze raz, ziewnął i zasnął.
c.d.n

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!