» Pt mar 01, 2013 19:51
Re: adoptuję rudego kotka - Warszawa, duże mieszkanie
witajcie, dziewczyny, pożegnałam sie tylko na chwilkę. nie miałam ochoty tu wchodzić, ale chyba muszę coś jeszcze napisać...
wiele z was powiedziało to, co i ja myslę, ale nie umiem tak trafnie wyrazić, szczególnie, gdy jestem zdenerwowana. mam też nowe rzeczy do powiedzenia.
może teraz sie uda.
po pierwsze - co do moich danych adresowych - nie boję się wyniesienia mebli przez ciebie, Lidko, do tego trzeba by miec jeszcze dwa klucze albo granat i jeszcze uśpić sąsiadów.
ale mam zasadę, by nigdy i nikomu takich danych pochopnie nie zdradzać - i zwykle sie jej trzymam.
tym razem zlamalam ją, bo bylam pewna, że sie spotkamy i wszystko będzie dobrze, że sie poznamy i polubimy. to była oznaka zaufania na wyrost, potem wszystko potoczyło sie tak fatalnie, że gorzej być nie może. i teraz mam dyskomfort, że złamałam tę zasadę. przeciez cie nie znam, ani tej pani Hanny również. jestescie dla mnie kompletnie obcymi osobami, nawet nie wiem, jak wygladacie.
po drugie - co do wizyt ludzi w moim domu po adopcji, to jeśli maja wynikac z braku zaufania do nas, to... po co pozwalać na adopcję?
o wiele lepsza byłaby inna motywacja - daję wam kota, bo wam ufam i chcę wiedziec, jak mu u was dobrze. wtedy ja na to - proszę bardzo, zapraszam. zgadzam się na odpowiedzialność, ale kontrolowanie podyktowane podejrzliwością wzbudza we mnie niepokój. to mi sie kojarzy z nadzorem kuratora nad rodziną dysfunkcyjną.
nie może być tak, że aktualna właścicielka odda mi kota i potem będzie sprawdzać, jak bardzo mu u nas źle.
jest granica mojej uległości i spolegliwości. chciałabym być traktowana po ludzku, normalnie. ciesze sie, że inne osoby, które miały ten sam problem z domem tymczasowym co ja, o tym napisały.
po trzecie, jestem otwarta i na rozmowe preadopcyjną, i na wizytę po adopcji, przystałam też na odbiór kotka po Wielkanocy i w tym momencie zostałam odrzucona. oczywiscie, ze odbiór po świetach mnie nie zachwyca, ale skoro nie ma wyjscia, to trudno, gdy na kocie bardzo zależy.
wyobraźcie sobie sytuację, że chcecie adoptować dziecko z domu dziecka. Kacper w tym momencie jest w podobnej sytuacji, bo kotow u Lidki jest sporo plus psy.
czy chciałybyscie czekać póltora miesiąca na odbiór dziecka, kiedy jestescie gotowe na jego przyjęcie i macie co do siebie pewność, że zrobicie wszystko, by oswojenie z nowościami przyszło gładko i szybko?
czy nie jesteście przekonane, że u was byłoby mu lepiej, bo cały dom ma dla siebie i wszystkie zabawki, najlepsze jedzenie i nie musi być nieufny, przestraszony w tłoku?
po czwarte - też jak ktos powyżej sądzę, ze kot nie odróżnia domu tymczasowego od stałego, tylko mysli, że oto już jest u siebie. Kacper teraz jest świeżynkiem, o ile dobrze rozumiem, zgarniętym z ulicy dopiero co - i to doskonały moment, by go komuś oddać na stałe.
jeśli spędzi kilka miesięcy w DT, a potem zostanie komuś oddany - czy nie będzie zaskoczony BARDZIEJ niż gdyby trafił do domu stałego teraz? nie będzie tęsknił? nie odczuje stresu?
co jest dla niego gorsze - podróż ze mną, po półtora miesiaca ciągłego przebywania ze mną, dalej pobyt u mojej mamy wciąż ze mną, powrót wciąż ze mną i dalsze wspólne zycie ze mną, czy takie zaskoczenie, o którym pisałam? zresztą wyjazd Kacpra i tak nie miał dojść do skutku.
po piąte - nie wszystkie domy tymczasowe zachowują się jak policyjny nadzór z zasadą programowej nieufności. byłam osobiście w domu, gdzie nie czułam się jak potencjalna nieodpowiedzialna patologia, ale jak ktoś, kto jest w stanie stworzyć kotu znakomite warunki (tam też było dużo kotów, za dużo dla tego osobnika).
ale zdecydowanie więcej rozmów było mega stresujacych dla mnie (telefonicznych) i do spotkania z kotami nie dojdzie, bo jestem zniechęcona.
a przy tym to absurdalne żądanie, by osiatkować wszystkie okna.
mówię - nie otwieramy wszystkich, mamy wywietrzniki, na osiatkowanie jednego mnie stać.
koszt 270 zł, o ile dobrze pamietam, bo mam nietypowe te okna. gdybym chciala osiatkowac wszystkie, musiałabym pomnożyć tę kwotę przez szesnascie! nie stac mnie na to, wolę wietrzyć w sposób bezpieczny dla kota.
wiem, ze ta pani chciała miec pewność, ze nie będzie tak, iz osiatkuje się jedno, a potem wszystkie beda na oścież - ale bez przesady. jeśli deklaruję, że tylko jedno jest potzrebne - to tak jest! otwarcie u mnie niektórych okien po prostu wywołałoby wielką uciązliwość, hałas jest nie do wytrzymania.
po szóste - m&j ma rację. sama mam nawet skojarzenie z rozmową kwalifikacyjną w sprawie pracy - musisz mówić nie szczerze, ale tak, aby pracodwaca usłyszał to, co chce usłyszeć i w domu tymczasowym najwyraxniej też.
niestety, ja tak nie potrafię. po prostu nie wezme kota z domu tymczasowego. będę omijać te placówki szerokim łukiem, jak tylko usłyszę policyjną nieufność. wole nie miec kota wcale, niż czuc się tak okropnie, że gdy mówie prawdę, widzę, że druga strona i tak mi nie wierzy, bo wie lepiej.
po siódme - Kacper ma 7 mies. i jest teraz bardzo atrakcyjny, kazdy by chciał miec takiego uroczego kotka. ale posiedzi w domu tymczasowym pare miesięcy i - straci atrakcyjność. kotów dorosłych do oddania w necie jest masa i jakoś nie widzę, aby te ogłoszenia znikały... myślę, że lepiej szybko go oddać osobie tym razem z miejsca zamieszkania DT, nie wyjezdżajacej z miasta, skoro taki jest warunek.
po dziewiąte - zapomniałam, co miało być po dziewiąte. w każdym bądź razie jest mi tylko cholernie przykro, bo nie napraszałam się Kacpra, został mi zaproponowany razem z licznymi udogodnieniami, a potem za to oberwałam.
nie żywię do was - tych, które były dla mnie niemiłe - złych uczuć. po prostu czegoś sie nauczyłam - bądx ostrozna zawsze i z każdym. to cenna nauka.
kończę i pozdrawiam wszystkich.
P.S. już wiem, co po dziewiąte.
kolor rudy nie jest niezbywalnym warunkiem adpcji, płeć rownież. jednak chcę miec rudego, bo przywykłam do takiego futra w domu, najbardziej mi się podoba. nie mam cisnienia na adopcje, jak pisałam, daje sobie rok. i ten rok poświęce na rudaski.
albo i nie, zależy. może i czarny skradnie mi serce. ale na razie rude - mam czas.
nie, nie będzie tak, że oczekuję klona Miauczura. on byl niepowtarzalny. wiem, że każdy inny kot będzie - sobą. i nie ucierpi z tego powodu. po prostu kocham koty wszystkie. ale wziąć mogę tylko jednego.
Ostatnio edytowano Pt mar 01, 2013 21:09 przez
foksal, łącznie edytowano 1 raz
Kot w dom, Bóg w dom.