Byłam w lecznicy, szanowni weci zrobili wreszcie testy - NEGATYWNE
uffff...no i tak sobie stoimy i gadamy....i mowie, ze ja nie wiem jak kotka zareaguje, jesli wezme ja na rece i czy maja grube rekawice (głupia, zapomniałam wziac rękawic...). A one wszystkie jak stały to w słup soli sie zamieniły. "jak to?? to ona dzika jest??". No i sie zaczelo. Najpierw chciały na nią założyc torbę, to sie wywinela i chciala uciec, to ją w twarz drzwiczkami...no luuudzie... w koncu wymyśliły: przyniosły pętlę, łapak, czy jak to sie nazywa. I pobiegły po koleżankę, która umie dzikie koty na ten łapak łapac...koleżanka niestety zajęta... no to heyah. najpierw jedna spróbowała...to tak spróbowała, że udało jej się tylko do brzegu klatki kotke dociagnac, a potem kotka skoczyla i uciekla miedzy kontenerki...rozpacz...zaczela biegac jak szalona

usiadla wreszcie, to druga wetka UCIEKŁA. Ale jak! Normalnie jakby ducha zobaczyła

i zostałyśmy we dwie - jedna odważna wetka (najsensowniejsza z nich wszystkich) i ja...a kotka tu i tam

i tu i znowu tam

bo cały czas była poddawana nieudolnym probom zlapania

w koncu tak sie zmeczyla, ze myslalam, ze zawału dostanie...i jakimś cudem udało się wreszcie złapac ją w pętle...do torby i do widzenia
posiedzialam z nia chwile na korytarzu, uspokoila sie. poszlam do auta. a koteczka po drodze zaczela drapac torbe, szamotala sie okrutnie. Siedziałysmy w aucie dluzsza chwile...spokoj. Ale myślę sobie "kochana...jestes chyba zupelnie dzika...odwioze Cie tam, skad Cie zabrałam"...i pojechałam. I wysiadłam. I nachyliłam się jeszcze nad koteczką. I nie wiem czemu, nie zastanowilam sie nawet wyciagnelam do niej rece. Przez torbe, ale trzymalam ją w rękach, jedna reka zaczelam ją glaskac - w ogole nie protestowała

nie cofnela sie, nie syknęła, nic. To mówię "miałam Ci dac szanse, to Ci dam, masz racje"

i tym sposobem jestesmy juz w domu. A w domu co? Siedzi w lazience, w torbie. Otworzylam z jednej strony, założyłam rękawiczki...a ona nic

zero agresji

zaczęłam ją miziac to cała się nadstawiała

wyszła właśnie z torby, chodzi po łazience, i zagaduje do Rudego przez drzwi

a Rudy cały przejety

od razu chciał do niej podejsc, pchał się na torbe

on taki towarzyski jest

jeszcze na niego nie nasyczała więc jest naprawde ok
oj obym sie co do niej nie pomylila

ale zapowiada sie na całkiem porządnego zawodnika
Ariel, pytałam o tę króweczkę z klatki obok, to wetka chyba myslala ze zartuje ze o nia pytam

nic sie wlasciwie nie dowiedzialam. takie ma brzydkie oczka...chyba powinni je przemywac?

byly zaschniete strasznie

A ten piękny, czarny kocio ze złamaną łapką przykustykał od razu pod kraty, chociaz widziałam jak ciezko mu bylo isc. sie tulil jak mogl przez te krate

cudowny
