Życie bez Życia

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Śro sty 25, 2017 23:17 Re: Życie bez Życia

Emilewo, ja również przeczytałam cały Twój post i zalałam się łzami. To straszne co przeżyłaś ale nie tylko Tobie się to przydarzyło. Ten kto kocha zwierzęta wie, jaki to ból po stracie ukochanego przyjaciela. Przytulam Cię do serca i życzę, żebyś znalazła sens życia poprzez pomoc tym biednym i opuszczonym koteczkom a może wśród nich wypatrzysz swoje nowe szczęście.

Boszka

 
Posty: 235
Od: Śro lis 02, 2016 15:02

Post » Pon lut 06, 2017 11:09 Re: Życie bez Życia

Minęły już dwa miesiące. I wiecie na czym się łapię? Że wspomnienia o Nim stają się coraz bardziej odległe, niby przejrzyste, ale jednak dalekie. Mam wrażenie, że ręce odzwyczajone od noszenia Go po domu powoli zapominają tak znajomy ciężar. Nadal pamiętam doskonale dotyk futra i jego zapach. Ale coś powoli odchodzi. I Boję się tego. Nie chce zapomnieć ani jednej cząstki mojego Szczęścia, nie chcę zapomnieć żadnego gestu, mrugnięcia, ruchu ogona. A może to mój mózg zmęczony ciągłym smutkiem stara się odciąć mnie od tych wspomnień? Sama już nie wiem..
Każda wizyta w rodzinnym domu kończy się płaczem. Ukrywam te łzy, żeby nie martwić, (a raczej nie irytować) rodziców. Dom jest taki pusty. Zdałam sobie sprawę, że odwiedzałam go codziennie po pracy nie po to, żeby posiedzieć z rodzicami… tylko po to żeby usiąść na kanapie i poczuć po chwili na kolanach ten słodki ciężar, ciepło, pomruk. Ufne, stęsknione za mną oczy. Poczuć miłość i zrozumienie, i móc swoją miłość przelać na to ciepłe futerko. A teraz…?
Pewnie, że są dni, w których myślę o Nim mniej, czasem zdarza mi się zając czymś na tyle, że nie myślę wcale. Ale to cały czas wraca. I to nie jest ból po stracie, żałoba, czy złość. To jest Tęsknota. Coraz silniejsza. Jak mam sobie wytłumaczyć to, że już nigdy go nie przytulę? Tak bardzo chciałabym sobie to w pełni uświadomić, nawet tracąc przy tym serce, ale mózg jakby się przed tym wzbraniał. On wrył się w moją codzienność tak bardzo, że to nie do pomyślenia, że go po prostu przy mnie nie ma. To tak, jakby zniknął nagle mój dom, osiedlowa knajpa do której chodzę od 26 lat, biały bujany fotel w mieszkaniu dziadka, pianino babci, jezioro w którym uczyłam się pływać.. Cały świat jaki znam. Bo już nie pamiętam chwil, kiedy Diesela ze mną nie było. A teraz.. Przede mną tyle lat. Bez mojego Najlepszego Przyjaciela..

emilewo

 
Posty: 7
Od: Wto gru 13, 2016 15:51

Post » Pon lut 06, 2017 12:58 Re: Życie bez Życia

Nie koncentruj sie tak na sobie i swoim smutku... Dobre domy po prostu nie moga sie marnowac :( Zbyt wiele zwierzakow cierpi samotnosc. Przytulenie do serca innego kota pomaga. Jemu i Tobie. To nie jest zdrada, to dowod milosci...
Cierpisz. Zawsze cierpimy, to cena za to, ze kochamy, ale czy te kilkanascie lat nie bylo warte tego cierpienia?
Ja nie zrezygnowalabym z zadnego z tych dni... a w tym roku pochowalam 2 moje koty :(
aktualny wątek viewtopic.php?f=46&t=221075
Urodziłam się zmęczona i żyję, żeby odpocząć.

zuza

Avatar użytkownika
 
Posty: 87921
Od: Sob lut 02, 2002 22:11
Lokalizacja: Warszawa Dolny Mokotów

Post » Pon lut 06, 2017 16:31 Re: Życie bez Życia

Witaj emilewo.
Bardzo Ci współczuję z powodu straty Przyjaciela i przeżywanej żałoby.

Jedno z moich doświadczeń w tym temacie - odnalezienie się po śmierci ukochanego zwierzątka - jest troszkę inne niż te, które dziewczyny opisały. To znaczy są też i wspólne i doskonale rozumiem przygarnięcie dość szybko nowego kotka po śmierci swojego, ukochanego, bo tak też było. Ale to wszystko zależy.
Ponieważ mam już "swoje lata" :) to było już w moim życiu kilka rozstań z futerkami i psimi i kocimi... Jedne żyły z nami krócej inne dłużej. Każde rozstanie to ból, płacz to wszyscy znamy, wiemy...
Ale było też jedno rozstanie, inne niż wszystkie. Z cudną kochaną maleńką koteczką Szarotką... Szarotkę "na koniec" trzymałam przytuloną do siebie, cały czas była przytulona "do piersi" pazurkami leciutko się mnie trzymała. Robiłam wszystko jedną ręką dosłownie a co się nie dało nie robiłam. Kładłam ją tylko do kuwetki i żeby spróbowała coś zjeść, wypić. Jak szliśmy do weta (zastrzyki) to też była na rękach I miałam głupie uczucie, że muszę ją trzymać, że jak ją odłożę to ona odejdzie... Był dzień moich imienin, mieli przyjść goście musiałam ja położyć i pomóc mężowi. I w czasie tej mojej krzątaniny... odeszła, cichutko. Podchodziłam do niej co jakiś czas, pocałować, pogłaskać, podeszłam kolejny raz a jej już ze mną nie było... Wyłam nad jej ciałkiem a goście za drzwiami - nie mogłam nie wpuścić, mąż stanął na wysokości zadania wszystko robił tego dnia nie zapomnę nigdy. To już było lata temu a jak o tym piszę to na nowo mam łzy w oczach...

Tak w sumie to nie to chciałam napisać, samo tak wyszło po prostu wspomniałam ją tak realnie, "na piśmie".
Chciałam napisać, że pożegnanie tej koteczki było dla mnie bardzo, bardzo wielkim nie dającym się niczym zagłuszyć długim, bardzo długim smutkiem - tak to określę - smutkiem. Bo nie wiem jakiego słowa użyć. Tygodniami płakałam, pisałam wiersze w ukryciu o niej, o jej odejściu...(skąd mi się to wzięło? :roll: ) O żadnym innym ani o nikim tylko i wyłącznie po rozstaniu z tą kotką. Była młodziutka, widziałam nasz wspólne życie przez długie, długie lata bo pokochałam ją wyjątkową, dziwną miłością. Inną niż wszystkie inne. Kochałam wszystkie swoje zwierzęta przedtem, kocham teraz ale ta miłość była wyjątkiem, wiem o tym i utwierdzona jestem w tym odczuciu na zawsze. Było między nami jakieś tajemnicze - nie umiem tego opisać - porozumienie dusz. Metafizyczne, naprawdę. Była moja a ja jej.

Po stracie zwierzątka jest żałoba. Normalny okres żałoby po stracie kogoś bliskiego. Ile ona trwa to już inna sprawa. Jak mocna jest to też inna sprawa. Jak to żałoba, różnie to bywa.
-"Będziesz miała jeszcze kotka"
- "weź kotka"
-"kup kotka"
- "no ja rozumiem ból i wszystko, ale gdybyś miała "nowego" to szybciej byś się pocieszyła"
O czym Oni mówią!!!!! Przecież nie ma Jej! A ja nie chcę innego chcę Ją. Sama siebie próbowałam przekonać po czasie, że może i powinnam. Ból po czasie jest mniejszy, nie że mija ale "tępieje" nieco i tak powolutku, powolutku się uspokaja. Bo to coś w sercu to nigdy nie minie. To już na zawsze jest z nami. Ale nie boli już tak do żywego.
Wracając do tematu. Nie mogłam po prostu nie mogłam mieć nowego kota. Wiedziałam, że skrzywdzę go biorąc bo nie pokocham, bo będę patrzyła na niego a chciała widzieć ją - trudno mi to dziś opisać już. Wiedziałam, że nie jestem gotowa. Gorzej, bałam się, że nigdy nie będę! Że to koniec, że całe życie będę za nią tęskniła i nikt, żaden inny mi jej nie zastąpi. Chciałam już nawet mieć, żeby było coś kociego w domu ale nie mogłam podjąć tej decyzji. Długo to trwało.
O ile pamiętam to tak po ok 7 miesiącach poczułam, że jednak może jestem gotowa "spróbować". No i stało się. Nowy kociak, nowa miłość. Siłą rzeczy rozbrajające wyczyny i harce kota muszą wywołać radość i uśmiech, i to poczucie, że jest KOT, że jest bo jednak bez kota to nie jest życie :) Jasne, że pokochałam.
Ale.
Nigdy już nie pokochałam tak nigdy nie miałam i nie mam takiego porozumienia jak z Szarotką. Głupio to się pisze bo przecież kocham, no kocham każdego mojego kota :) I jest między nami oczywiście i coś wyjątkowego i w ogóle. Wszystko ok. i dałabym się pokroić za moje futrzaki :)
Ale to było coś wyjątkowego. Coś co czasami się widocznie zdarza. No zdarza się bo się zdarzyło :) Mimo, że bardzo bym chciała przeżyć coś takiego jak przeżyłam z nią już się nie powtórzyło. Metafizyka, jak pisałam. Nie, że o Szarotce nie myślę, że to było wiele lat temu, było minęło. Myślę. Nie wiem jak często, musiałabym zwrócić uwagę :) One już na zawsze mają swoje miejsce w naszych sercach i tak już będzie. Miejsce mają wszystkie, ale nie o wszystkich wspomnienie powoduje, że to boli jednak (oczywiście inaczej ) mimo wielu lat.
Dziwna i piękna i tajemnicza była moja przyjaźni, miłość z Szarotką.
Myślę, że podobnie wygląda Twoja miłość z Diselkiem,że to coś wyjątkowego, że tak powiem "z tego gatunku". Tak myślę.
Moje słowa do Ciebie w związku z tym wszystkim o czym pisałam i o czym Ty pisałaś są takie (no wiesz, każdy daje dobre rady tak jak czuje i uważa, ja też i ja bym powiedziała tak):
Masz okres żałoby, przeżywać ją będziesz tak długo jak długo będzie po prostu trwała. Nie idzie tego określić, przewidzieć itd. skrócić jakimiś zabiegami, zaklęciami itd. Ale ból zelżeje. Kiedyś. I mam nadzieję, że poczujesz kiedyś, że jednak jesteś gotowa na nową miłość. I, że chcesz ją jakiemuś kotkowi dać. Na pewno to pomaga rozgonić w dużym stopniu pozostający jeszcze w nas smutek i wspomnienia. Na pewno, ale trzeba być na to gotowym. Jeden jest na to gotowy nieomal natychmiast - mam świeży przykład w najbliższym otoczeniu - ale o tym nie będę się już rozpisywała :) Po prostu dla niego dom bez kota nie może istnieć ani tygodnia :) I bardzo dobrze.
A inna osoba potrzebuje na to czasu mniej, więcej lub bardzo dużo. To bardzo osobiste i osobnicze.
Kończąc ten długi post :) trzymam kciuki, żebyś była kiedyś gotowa na spotkanie się z nową miłością. Disel będzie zawsze w Twoich myślach, sercu i wspomnieniach to już na pewno. I nie raz łzy Ci się zakręcą w oczach na jego wspomnienie (podobnie jak u mnie teraz gdy pisałam o mojej koteńce). Ale można się po takiej tragedii pozbierać i uwierz mi, pokochać inne futerko. Choć to dla Ciebie teraz takie tam gadanie zobaczysz, że tak jest. Na pewno to nie będzie TO SAMO - bo każda miłośc jest inna, ale jest.
Na razie życzę Ci, żeby ból był mniejszy i mniejszy. Staraj się może - jak zuza pisze - nie rozpamiętywać teraz na ile się da życia z Dislem. Nie zagłębiać się w tym co było, cały czas wspominać - to przedłuża okres bólu. Ja wiem, że to łatwo się mówi ale to są dobre rady. Bo tak człowiekowi czasami dość łatwo zasklepić się w tej rozpaczy i nawet nie strać się z niej wyjść. Jestem w rozpaczy i dobrze mi z tym, ciepię i chcę cierpieć. Jakiś czas trzeba, ale życie jednak toczy się dalej i koniecznie trzeba to zobaczyć :)
Trzymam kciuki za Ciebie :ok:
Ostatnio edytowano Pon lut 06, 2017 16:46 przez Nelly, łącznie edytowano 1 raz

Nelly

Avatar użytkownika
 
Posty: 19847
Od: Nie lut 10, 2002 9:36
Lokalizacja: Poznań

Post » Pon lut 06, 2017 16:32 Re: Życie bez Życia

zuza pisze:a w tym roku pochowalam 2 moje koty :(

Zuza :( nie wiedziałam, strasznie mi przykro :(

Nelly

Avatar użytkownika
 
Posty: 19847
Od: Nie lut 10, 2002 9:36
Lokalizacja: Poznań

Post » Pon lut 06, 2017 18:53 Re: Życie bez Życia

Nelly pisze:
zuza pisze:a w tym roku pochowalam 2 moje koty :(

Zuza :( nie wiedziałam, strasznie mi przykro :(

No niestety, na wiosne Molly, a w listopadzie Białleństwo, która była ze mną ponad 14 lat...

Z ta zaloba to prawda... u kazdego trwa inaczej. Po mojej suni trwalam w niej 4 lata. Teraz zaluje, ze tak dlugo. I mam nadzieje nigdy juz nie miec jednego zwierzaka na raz.
aktualny wątek viewtopic.php?f=46&t=221075
Urodziłam się zmęczona i żyję, żeby odpocząć.

zuza

Avatar użytkownika
 
Posty: 87921
Od: Sob lut 02, 2002 22:11
Lokalizacja: Warszawa Dolny Mokotów

Post » Pon lut 06, 2017 22:44 Re: Życie bez Życia

zuza pisze:No niestety, na wiosne Molly, a w listopadzie Białleństwo, która była ze mną ponad 14 lat...
(...) I mam nadzieje nigdy juz nie miec jednego zwierzaka na raz.

Białłeństwo było "od zawsze" tu, naprawdę współczuję :(
Tak z tym masz rację. Pod tym względem lepiej nie mieć jednego bo to jednak jest inaczej, są pozostałe "dzieci" które pocieszają, które nas potrzebują, którymi trzeba się zająć.

Nelly

Avatar użytkownika
 
Posty: 19847
Od: Nie lut 10, 2002 9:36
Lokalizacja: Poznań

Post » Wto lut 07, 2017 16:12 Re: Życie bez Życia

Nelly pisze: ..Było między nami jakieś tajemnicze - nie umiem tego opisać - porozumienie dusz. Metafizyczne, naprawdę. Była moja a ja jej.

Po stracie zwierzątka jest żałoba. Normalny okres żałoby po stracie kogoś bliskiego. Ile ona trwa to już inna sprawa. Jak mocna jest to też inna sprawa. Jak to żałoba, różnie to bywa.
-"Będziesz miała jeszcze kotka"
- "weź kotka"
-"kup kotka"
- "no ja rozumiem ból i wszystko, ale gdybyś miała "nowego" to szybciej byś się pocieszyła"
O czym Oni mówią!!!!! Przecież nie ma Jej! A ja nie chcę innego chcę Ją. Sama siebie próbowałam przekonać po czasie, że może i powinnam. Ból po czasie jest mniejszy, nie że mija ale "tępieje" nieco i tak powolutku, powolutku się uspokaja. Bo to coś w sercu to nigdy nie minie. To już na zawsze jest z nami. Ale nie boli już tak do żywego.
Wracając do tematu. Nie mogłam po prostu nie mogłam mieć nowego kota. Wiedziałam, że skrzywdzę go biorąc bo nie pokocham, bo będę patrzyła na niego a chciała widzieć ją - trudno mi to dziś opisać już. Wiedziałam, że nie jestem gotowa. Gorzej, bałam się, że nigdy nie będę! Że to koniec, że całe życie będę za nią tęskniła i nikt, żaden inny mi jej nie zastąpi. :ok:


Nelly - Bardzo Ci dziękuję za to co napisałaś. Idealnie trafiłaś z tym co mam teraz w głowie. I chociaż na prawdę staram sobie brać do serca rady znajomych czy forumowiczów, to "weź nowego kota" brzmi w tym momencie niemalże bluźnierczo. I wiem, że niektórzy powiedzą, że się umartwiam, że użalam czy przeżywam na siłę - ale na prawdę tak nie jest. Znajdę włos na marynarce - łzy lecą same. Przekraczam próg mieszkania rodziców, mimowolnie podchodzę do kaloryfera - patrze w pustkę - i lecą łzy. Jestem na basenie, w pracy, w restauracji, u znajomych i wystarczy sec, jedno wspomnienie, które wpadnie do głowy i już w sercu czuć kłucie. Nawet tel od mamy - bo podczas KAŻDEJ rozmowy z nią pytałam o Diesela. Nie siedzę w domu, nie patrzę się na zdjęcie na ścianie i nie szlocham. Staram się zając sobie jak najwięcej czasu w ciągu dnia, żeby nie mieć chwili na rozmyślanie.
Ale czuję mimo tego, jakbym z Jego odejściem (a tak jak pisałaś, więź między nami, tak jak pomiędzy Tobą a Szarotką była Wyjątkowa), została na prawdę Sama. I sama jestem zaskoczona jak wielką role pełnił On w moim życiu - Przyjaciela, terapeuty, spowiednika, a może też substytutu macierzyńskiego instynktu. Czemu nie płakałam tak po cioci, wujku czy kuzynce? Może to źle zabrzmi, ale z nikim z nich nie byłam tak związana jak z Kotem właśnie. (#wariatka? ;) może i tak).
Chciałam się Ciebie zapytać o jeszcze jedno - czy Ty też z czasem tęskniłaś coraz bardziej i bardziej? Wydawało mi się, że może ból przy żałobie będzie malał, ale wcale tak nie jest..

emilewo

 
Posty: 7
Od: Wto gru 13, 2016 15:51

Post » Śro lut 08, 2017 2:48 Re: Życie bez Życia

emilewo pisze:Chciałam się Ciebie zapytać o jeszcze jedno - czy Ty też z czasem tęskniłaś coraz bardziej i bardziej? Wydawało mi się, że może ból przy żałobie będzie malał, ale wcale tak nie jest..

Nie, nie tęskniłam bardziej. Nie nasilał się ból, cichł ale bardzo, bardzo powoli. Wiesz, nie umiem dziś tego już tak dobrze/dokładnie określić. Pamiętam jednak, że były takie dni - poszczególne - w których mocniej to odczuwałam. Ale kolejny dzień był lepszy, taka huśtawka trochę czasu trwała.
Potrzeba Ci czasu, ile? Tego nie wie nikt.
Wkleję Ci "sztandarowy" na miau w takim okresie żałoby wiersz "kociego poety" Franciszka Klimka.

"O kocie, który odszedł na zawsze


Zapłacz
kiedy odejdzie,
jeśli Cię serce zaboli,
że to o wiele za wcześnie
choć może i z Bożej woli.

Zapłacz
bo dla płaczących
Niebo bywa łaskawsze
lecz niech uwierzą wierzący,
że on nie odszedł na zawsze.

Zapłacz
kiedy odejdzie,
uroń łzę jedną i drugą,
i – przestań
nim słońce wzejdzie,
bo on nie odszedł na długo.

Potem
rozglądnij się wkoło
ale nie w górę;
patrz nisko
i – może wystarczy zawołać,
on może być już tu blisko...

A jeśli ktoś mi zarzuci,
że świat widzę w krzywym lusterku,
to ja powtórzę:
on w r ó c i...
Choć może w innym futerku."


Diselek też do Ciebie wróci... w innym futerku.
Kiedyś, kiedyś ...
Troszkę "bluźnię" jak to określiłaś, ale sama wiesz, że też to tak jakoś odczuwałam tylko inaczej w słowa ubrałam.
Nie jest lepiej wiem, rozumiem naprawdę.
Wiesz, tak bym chciała Cię pocieszyć, napisać coś podnoszącego na duchu... ale nie umiem chyba.
Pora roku też jest paskudna akurat, sprzyja smuteczkom, depresyjnemu nastrojowi... Jak przyjdzie wiosna to wszystko będzie wyglądało trochę lepiej a i czas już pewien minie, na pewno będzie lepiej.

A znasz opowieść o tęczowym moście?

No i szukałam żeby Ci wkleić i tak trafiłam w miejsce gdzie - jak poczytasz to tak w połowie - są opisane etapu żałoby.
http://teczowy-most.manifo.com/pamieci- ... rzyjaciela
A u strona główna.
http://teczowy-most.manifo.com/
Poczytam też, choć już mi się płakać chce jak zaczęłam czytać... Psa trzy lata temu straciliśmy.
A tu możesz opisać i dać fotkę Diselka - Tęczowy most. Poczytać...
http://www.teczowy-most.pl/old/menu_in.html
Orcze łzy się kręcą jak czytam... ech na dziś dość.
Trzymaj się!

Legenda o Tęczowym moście
Ta część nieba to miejsce nazywane Tęczowym Mostem. Kiedy odchodzi zwierzę, które było szczególnie bliskie komuś kto tutaj pozostał,
podąża na Tęczowy Most. Są tam łąki i wzgórza, na których wszyscy nasi Wyjątkowi Przyjaciele mogą biegać i bawić się razem. Jest tam mnóstwo jedzenia, woda i słońce,
a naszym Przyjaciołom jest ciepło i przytulnie.

Wszystkie zwierzęta, które były chore i stare stają się znowu zdrowe i młode; te, które były ranne lub okaleczone są znowu całe i silne,
takie jakimi je pamiętamy w naszych snach i przeszłości, która przeminęła.

Wszystkie one są szczęśliwe i zadowolone, poza jednym małym wyjątkiem - każde z nich tęskni za kimś bardzo wyjątkowym, kimś kto pozostał po tamtej stronie.
Wszystkie razem biegają i bawią się, lecz nadchodzi taki dzień, gdy jedno z nich nagle przystaje i wpatruje się w dal. Jego skupione oczy błyszczą, jego ciało zaczyna drżeć.
Nagle odbiega od grupy, pędzi nad zieloną łąką, jego nogi niosą go wciąż szybciej i szybciej.

Zostałeś dostrzeżony, a gdy ty i twój Wyjątkowy Przyjaciel się spotykacie, przylegacie do siebie w radosnym połączeniu, by nigdy już się nie rozłączyć.
Deszcz szczęśliwych pocałunków pada na twoją twarz. Twe ręce znów pieszczą ukochany łeb i kolejny raz patrzysz w ufne oczy swego przyjaciela,
tak dawno odszedł z Twego życia ale nigdy nie opuścił twego serca.

A wtedy razem, Ty i Twój najlepszy przyjaciel przekraczacie Tęczowy Most.






Wiersz o tęczowym moście:

Czy dotarłeś bezpiecznie, kochany,

po drabinie z bielutkich obłoków
do tęczowej, świetlistej bramy?
...Uchylona, choć nie słychać Twych kroków.

Wsuń łapeczkę w szparę - w tę niebieską,
teraz główkę; widzisz most? – piękny pewnie!
Nie bój się, podążaj jak ścieżką,
drugi brzeg to Twój dom, choć beze mnie.

No a ja, chociaż serce mi pęka,
myślę tutaj o Tobie z uśmiechem,
przecież wiem, kto na Ciebie tam czeka.
Znam ich, wiedzą że idziesz.
Już lepiej?

Bądź szczęśliwy w tęczowej krainie,
ja swą miłość Ci czasem podeślę,
- zbieraj ją, gdy do Ciebie dopłynie,
ale czasem odwiedź, choć we śnie.
-------------------------------------------------------------------------

Nelly

Avatar użytkownika
 
Posty: 19847
Od: Nie lut 10, 2002 9:36
Lokalizacja: Poznań

[poprzednia]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 35 gości