Hej!
Trochę się u nas pozmieniało, a mianowicie - pojawił się nowy kot! Tj. konkretnie to u mojej przyjaciółki-współlokatorki. W sumie na chacie mamy teraz Marksa, kotkę z sąsiedniego pokoju raczej nie szukającą (niestety) kontaktu, Krzysia i trzymiesięczną Lunę.
Niezła z niej rozrabiara, w przeciwieństwie do mojego księciunia, urodziła się w domu, jej kocia mama bardzo się o nią troszczyła, tak samo jak właściciele. Może dlatego wyrosła na nieustraszonego i nieposłusznego kociaka. Nie boi się niczego, skacze jak mały królik, od progu ustawiłą sobie staruszka (i giganta) Krzysia i mojego, sycząc i drapiąc. Początki może nie były różowe, ale teraz widzę, jak bardzo kot potrzebuje drugiego kota, zwłaszcza w moim wieku. Marks przy niej jest zupełnie innym kotem, skacze (w życiu nie widziałam, by skakał tak wysoko jak przy niej) razem z nią, mój partner śmieje się, że gdyby istniała dyscyplina "skoki synchroniczne" to ta dwójka spokojnie mogłaby brać udział w zawodach. Początkowo (nadal jestem początkującą kocią mamą, zaznaczam) ich zabawy mnie przerażały, bo wydawały się pełne agresji. Luna, chociaż Marks jest od niej trzy razy większy, rzuca się mu na szyję i przewraca na grzbiet, ten gryzie ją po łapach, skaczą na siebie, przewracają się nawzajem, kradną sobie zabawki. Ale widzę, że sie uwielbiają - mieszkają w różnych pokojach i Marks, od świtu, jęczy, żeby go do niej wypuścić. Całe dnie spędzają na wspólnej zabawie.
Marksiak chowa się dobrze. Kiedy było chłodniej, wkradał nam się do łózka, gdy już zasypialiśmy (nie miał zakazu wchodzenia do nas, ale chyba chciał nam udowodnić "o, taki duży jestem, że nie będę z wami spał"), więc co rano budziłam się z nim na głowie. Teraz są straszne upały, więc sypia zazwyczaj na moim krześle, a od rana wyleguje się w słońcu - nasz pokój wychodzi na południowy wschód, więc mamy słońca aż za dużo. Słońce również wabi Krzysia i Lunę, więc cały dzień - o ile jestem w domu - mam obstawę w postaci całej trójki.
Jada nadal trzy razy dziennie, rano i wieczorem suchą acanę, w ciągu dnia dostaje pół porcji animondy carny albo bozity dla kastratów, zależy co tam akurat mam, wody pije dużo, teraz rozstawiłam w pokoju więcej miseczek, bo raz, że więcej kotów, a dwa, że goręcej. Staram się go w miarę regularnie wyczesywać, chociaż przyznaję, że nie zawsze mam siłę, a kilka razy zbudził mnie już przerażającymi odgłosami - kłaczka, jak się okazało. Nie mam serca patrzeć jak się męczy, więc co jakiś czas podsuwam mu pastę gimpeta na kłaczki, która mimo mięsnego zapachu chyba go nie zachęcała i musiałam ją mieszać z karmą. Czasami, wiem, nie powinnam, ale widzę, jaka ma radochę, dostaję kociego kabanoska, który chyba bardziej służy mu za zabawkę niż jedzenie, bo czasem znajduję niezjedzone kawałki pod łóżkiem, mimo, że długo potrafi za nim gonić, mielić go w pyszczku, podrzucać. No i dorzuciłam mu trochę podrobów, raz w tygodniu wątróbkę, trochę częściej serca. Mięsa surowego jeszcze mu nie dawałam, bo przyznaję, że trudno jest mi je oporządzać, kupowanie i trzymanie w zamrażarce mięsa w większych ilościach mi, wegance mieszkającej w wegańskim mieszkaniu z innymi wegańskimi świrami.
Ach, czasem dostaje też jajko, znaczy wtedy, kiedy przywiozę takie "eko" z kurnika mojej mamy.
No, to może fotki
https://www.facebook.com/photo.php?fbid ... d5f7e7339e kiełek
https://www.facebook.com/photo.php?fbid ... dee1ec67fd cała trójka