Garfi
Miałam psa. Ze schroniska w Sopocie. Przerośnięty, średni pudel czekoladowy
Jak go brałam był już dorosły ale jak SPOJRZAŁ, to wszystkie postanowienia o wzięciu młodego, kudłatego i MAŁEGO pieska wzięły w łeb
Był chory ze smutku i przerażenia. Zupełnie nie przypominał pudla, raczej ufajdanego po uszy mopa z wielką grzywką zasłaniającą oczy z zaskorupiałą wydzieliną
Kierownik schroniska bardzo mnie namawiał, bo pies miał straszną depresję, nie jadł, a współlokator sprawiał mu regularny łomot i nie miał w tym bidulu szans na przeżycie
Wiadomo, co było dalej. Wzięłam, pokochałam, odpasłam i rozpuściłam
Był ze mną 11 lat. Myślę, że w sumie miał ok. 16. Musiałam pomóc mu odejść
