rastanja pisze:W imieniu Amelkistów: żądamy felietonów (i igrzysk)
I tuńmczyka!!!
Amka
Nasz córeczka Ameczka śpi obecnie z nami (dokładnie na miejscu zajmowanym ongiś przez Fio, potem przez Leosia...)Budzi się , otwiera oczka, przeciąga się rozkosznie...łapkę wyciągając w hitlerowskim pozdrowieniu do mnie albo i do Małża...a potem się po kociemu uśmiecha i zwiewa pod łóżko!
Dlaczego zwiewa nasza najśliczniejsza mała koteńka??
A -żeby się nie czesać rano!!
Fio po usłyszeniu budzika na wyścigi z Leosiem pędzi ile sił w puchatkach do łazienki i tam ustawiają się oboje w zdyscyplinowanej w kolejeczce.Często Fio włazi na sedes, z którego ( co za odwaga!a jaka zręczność!!!) wskakuje na parapet.Na parapecie łazienkowym bowiem znajduje się kocia toaletka, z specjalnie zmówioną szafeczką na kocie utensylia.
Są tam płatki kosmetyczne, płyny i kropelki do oczu, grzebień (mają wspólny) komplet szczotek do łap, płyny do noska leosiowego i maść do tegoż.
Najpierw czesze się i myje Fio, a Leoś siedzi na sedesie porykujac (żebym nie zapomniała uczesać i umyć JEGO,Leosia!).
Leosia myję i czeszę jako drugiego.
A potem idę po po Amelię.I zwykle nie udaje mi się jej złowić- łóżko mamy dwa na dwa metry, wpełznięcie pod nie nie wchodzi w grę (Kotkins ekhm....jest nieco za duży...).Więc daję za wygraną, idę do kuchni gdzie serwuję kocie śniadania.
Po nałożeniu na miseczki (Fio je na ławie, Leoś na parapecie a Amelia na blacie zmywarki,żeby móc podczas posiłków patrzeć na wodę lecącą z kranu)wołam Amelkę.
Która przybiega zaraz z brudnym pysiem i fryzurą nieco wczorajszą.I rzuca się na jedzenie.Amelka jest niestety flejtuszkiem.Ameczka zjada brudząc się dalej
Najczęściej udaje mi się ją wtedy pochwycić i po zpożyciu śniadanka zaciągnać do łazienki.
Podczas czesania dwa duze koty są :
a/ wyprężone (bo miło być czesanym)
b/ dumne (bo miło być ładnym)
c/ kręcą ósemki (żeby wyczesać je WSZĘDZIE i nie zapomnieć np. o puchatkach)
Amelka nie.
Amelka uważa czesanie za dopust boży.Amelkę trzeba trzymać, bo niczym piłeczka zeskoczy z parapetu i popędzi pod łóżko, gdzie może się udać przeczekać do mojego wyjścia i pozostać brudną i nieuczesaną do popołudnia!
Mycie i zakraplanie oczu Amelka znosi jako tako.Troszkę się wyrywa.
Ale to czesanie...
Nie wiem jaki to złosliwy los sprawił,że ten kotek mający kwalifikację na (najwyżej!) burego dachowca (Kotkins nie ma nic przeciwko burym dachowcom, chodzi o długość włosa!) został białym persem!!
Amelia byłaby całkiem szczęśliwym devonem albo rosyjskim niebieskim.
TYLKO NIE PERSEM!!!
Już pierwsze włożenie grzebienia w jej owłosienie powduje przeciągły wrzask.
-Amelko...DLACZEGO ty wrzeszczysz??- pyta cidziennie zatroskany Kotkins
- Na fszelki wypandek! - odpowiada codziennie Amka.
I tak się czeszemy: ona się drze, ja czeszę.Czasem syczy niczym fachowa żmijka.Czasem wali mnie puchatką.A niekiedy- gryzie grzebień albo i mnie, zależy kto lub co się nawinie.
Na końcu tych straszliwych zabiegów kocmetycznych Amelia , która ma stanowczo DOSYĆ ucieka przede mną.Ucieka konkretnie...na moje ramię.Tam jest kochana mamunia amlelczyna i tam jest bezpieczmnie.Ucieczki przede mną na mnie są naszym codziennym rytuałem!
Ja zaś z ogromnym poczuciem winy (Wszak skrzywdziłam kogoś, kto mnie tak baaardzo kocha!!) odnoszę Amelkę na parapet sypialni, gdzie panna paczy na przylatujące do karmnika latacze (jako,że Amelia to jedyny kot z moich , który odkrył,że do postawionego metr od okna karmnika przylatują ptaki!).Tam się uspakaja.
Dalej jest już normalnie: Fio najedzona zasypia na swoim fotelu, Leoś kładzie się na naszym łóżku (albo na stole w kuchni,zdarza się mu spać z dziobem miądzy miseczkami, Leoś jest fanem jedzenia , tak jak Mel!) a Ameczka zasypia znużona na parapecie.Melon przenosi się do Felixa i dziadka...robi się cicho...sennnie.
Kotkinsy wychodzą do pracy, trzeba przecież na to grono darmozjadów zarobić...