Cześć.
Wstanełam rano, ale dalej jestem jakaś zakręcona. Sam poród był książkowy, żeby każda tak rodziła. Pyndzia jest taka, że nawet nie pisnęła ani razu, wszystko w absolutnej ciszy. Tylko to, co mi zafundowała przez cały dzień wczorajszy od rana, zanim zaczęła rodzić

12 h syndromu psa stróżującego. Na dodatek kiedy się dziś obudziłam okazało się, że zostałam ukarana przez Mychę za niewpuszczanie jej do siebie przez cały wczorajszy dzień.
Czyli poranek zaczęłam od sprzątania obejszczanego blatu kuchennego, kuchenki, oraz tego wszystkiego co jeszcze popłynęło na dół po szafce. Musiała maupa specjalnie uzbierać cały zbiornik, żeby kara była dotkliwa.
Pyndzia żre jak smok, już zeżarła całą puchę gourmeta, moczone suche i coś tam jej jeszcze mama dała. Zaraz znowu będę ją karmić, bo trzeba z ręki, bo ona się nie poniży by wstać i zjeść z michy.
Potem zrobię trochę fotów pojedyńczo maluchom (o ile ona pozwoli).