Zaraz się wezmę za zakładanie drugiej częsci wątku, muszę wam tylko na zakończenie tej częsci napisać o mojej podróży.
Zacznę od wyrażenia glębokiego podziwu dla Arcany - jak ty się w tej Polsce nie gubisz
Wczoraj wypytalam w informacji PKP o najlepsze połączenia, zapisałam w kajeciku wszystko i tak uzbrojona udałam się dzisiaj rano na dworzec. Troszkę mi zajęło wytłumaczenie panience z okienka o której i gdzie chcę sie udać. Jeżdzę pociągami od wielkiego dzwonu i nalepiej mi wychodzi: "powrotny do śródmieścia poproszę". A tu trzeba było jeszcze z Warszawy do Łodzi, no i jakoś wrócić do Siedlec. Ale jakoś się dogadalysmy i z biletami w garsci ropoczęłam podróż.
Zaczęło się już w Siedlcach. Na 1 peronie miał stać pociąg do Warszawy. Jakiś stał, ale z boku wyswietlało mu sie "Siedlce". Z wgapiania się w w napisy nic nie wynikalo, wiec posłuzyłam się inteligencją - wlazlam do pociągu i zapytałam głośno "to Warszawa?". Chórek pasażerów niemo przytaknął, wiec zajęłam miejscówkę. Pociąg luksus, miękkie czyste siedzenia, puściutko, tylko jedzie tak mięciutko, że mozna się po... znaczy, robi się niedobrze.
Miałam wysiąść na Wschodniej i w czasie przerwy między pociągami zaopatrzyć się na dworcu w kanapkę i picie, bo wczoraj robiąc zakupy na kolejne święto nie pomyślałam o wałówce na drogę.
Plan był dobry, ale na miejscu się okazało, że dworca nie ma
Wiedziałam, że remontują Centralny i można się tam pogubić, ale nie wiedziałam, że na wschodnim zburzyli praktycznie wszystko poza peronami.
Zła i głodna odszukałam w końcu peron, na który miał przyjechać pociąg do Łodzi. Wlazłam na peron, a tam stado Legionistów ewidentnie w drodze na mecz. Od razu wiedziala, że peron dobry, no bo gdzie takie stado kibiców może jechać, jak nie na Widzew?
Oczywiscie od razu wyobraziłam sobie podroż w takim towarzystwie i zadzwoniłam do męża, żeby wiedział, gdzie zaginęłam jeśli się więcej nie odezwę.
Wyświetlacze na peronach nie działały i nie bardzo było wiadomo, co to za pociąg podjeżdża. Panienka co prawda udzielała informacji przez megafon, ale w języku dla mnie nie zrozumiałym. Ale cóż, ja mieszkam na prowincji i się nie znam.
O wyznaczonym czasie podjechał nieoznakowany pociag. Peron się zgadzał, ale pociąg to Intercity, a ja kupiłam bilet na TLK. Pół konduktora do zapytania nie było, megafon trzeszczał nie zrozumiale, pasażerów niet...porażka. Wreszcie pojawił się jakiś pasażer i mówi, ze to ten do Łodzi. Ja na to: "a gdzie jest ten drugi, z TLC?" Facet mówi, że jest tylko ten, godzina i kierunek się zgadzały, więc wsiadłam i stwierdziałam, że co najwyżej dopłacę cos u konduktora. Mój niepokój wzbudzało jeszcze tylko to, że Legionisci nie wsiadali.
Pociąg ruszył, wedle slońca we własciwym kierunku, ale to też nic nie znaczyło, bo tuż obok w tę samą stronę odjechał pociąg do Gdańska.
Robiłam się coraz bardziej niepewna, a niedobór jedzenia zaczal mi się już rzucać na mózg.
W końcu znalazłam konduktora, który mi objaśnił, że pociąg właściwy, ze to wszystko to Intercity, a Legionisci jadą do Bydgoszczy.
Ta Bydgoszcz mnie jakos przekonała i dałam się posadzić w przedziale, który wygladał, jak pierwsza klasa, a ja miałam bilet na drugą. Okazalo się, że teraz druga wyglada lepiej niż pierwsza, bo to zupelnie nowe wagony.
Dojechałam komfortowo do Łodzi, Ruru jeszcze nie było, wiec rzucilam się do kosku z żarciem i zjadłam ze smakiem najgorszą zapiekankę na świecie. Dopiero potem przypomnialam sobie, że Megana polecała frytki, ale było już za późno, bo przyjechały dziewczyny z malym.
Udalyśmy się na przeładunek i tak zagadałyśmy, że mało nie spóźniłam się na pociąg.
Wielką zaletą dworca w Łodzi jest to, że ma tylko trzy perony i trudno się zgubić
Ten pociąg był trochę dziwny, przypominał tramwaj z przedziałami. Wszystkie miejsca w środku były zajęte, ale w przejściu znalazłam rozkładane stołeczki i tam sobie przycupneliśmy.
Niedługo zwolniło się miejsce w wagonie, więc sie szybciutko przemieściłam. Okazało się, że trafiliśmy obok Pani jadącej z 11-letnią kotką Zuzią wyciagniętą parę lat temu z Palucha. Podróż zapowiadał się się znakomicie, bo czy może być coś milszego od dwóch godzin gadania o kotach?
Ale to nie był mu dzień, wiec okazalo się, że mam zly bilet - wystawiony na pociąg Intercity, który już od marca nie kursuje. Na moje wk...wione już:" co to do cholery za różnica - pociąg to pociąg, godzina się zgadza, trasa też, wiec czego?" pan konduktor zrobił się czerwony na twarzy izacząll mi tłumaczyć, że to nie tak, że kolej jest podzielona, że pasażer ma wiedzieć czym jedzie (zrozumiałam, że nie chodzi mu o pociąg jako taki) i że muszę wykupić nowy bilet,a tamten to sobie mogę zwrócić i mam zrobić dopłatę za przewóz kota (mały akurat siedział u mnie na ramieniu). Z wielkim zdziwieniem zapytałam więc:" jakiego kota? to mały chomik, za niego nie dopłaty, sprawdzałam". Konduktor zdębiał, ludzie zaczęli chichotać, a sąsiadka pokazala swoją Zuzię i kazała facetowi porównać. Facet już miał chyba dosyć, bo w pociągu wlączyli ogrzewanie i zaczęło się robić ciut ciepło, więc już nic nie mówiąc wypisał mi nowy błyszczący bilecik i poleciał dalej nie kontrolując innych.
Rozkręcone na full ogrzewanie doprowadziło do masowego striptizu, bo okien oczywiście nie dało się otworzyć. Co gorsza zaczęły się męczyć koty, zwłaszcza Zuzia. Dla małego miałam mleko, ale dla kotki trzeba było na gwałt kombinować cos w rodzaju miski, żeby jej podać wodę, bo dziewczyna zaczęła już ziajać jak pies - czego przecież normalnie koty nie robią. Szczęśliwie ktoś miał jedzenie zapakowane w plastikowe pudełeczko i oddał dla kotki
Miałam się przesiąść w Warszawie na Centralnym, bo ten dworzec, mimo remontu, znam najlepiej, ale z tej sauny nie wytrzymałam i ewakuowalam się na Zachodniej.
Po poł godzinie błądzenia korytarzami udało mi się znaleźć rozkład jazdy i sprawdzić peron i godzinę odjazdu oraz zakupić kanapkę i picie. Szczęśliwa wsiadłam do "naszego" pociagu i już bez niespodzianek dotarłam do domu

A z dworca Zachodniego zostanie mi na długo w pamięci odręcznie napisana kartka z informacją " PKP --> "