Jako wielkanocny zajączek pojawiłam się znienacka (nawet dosłownie, bo zabłądziłam na ament i jak zatrzymałam, żeby zadzonić i zakomunikować to redafowi, to się okazało, że stoję pod jej garażem) i odbyłam inspekcję, a właściwie wizytę dziękczynną.
Taras pusty był, tylko z pudła po bananach wystawały jakieś kłaki.
Bardzo ładne kłaki.
Po uchyleniu balkonu kłaki zaczęły się ruszać i z dziury wyłoniła się zaspana kocia morda, która na powitanie powiedziała nam uprzejme MIEŁ, a potem się maniacko zaczęła łasić.
Futro ma jedwabiste i milutkie. Oczy czyste i zielone. Apetyt wielki, choć faktycznie lubi konsumować w towarzystwie.
Z kuwety korzysta, kupa była wzorcowa, ja nie wiem, czyją redaf dwa dni temu fociła.

Zestaw do opieki nad kotem profesjonalny i w pełni zaspokaja kocie potrzeby, karma urinary, pasty, szczoty i inne szykany.
Koty, jak wychodziłam, zalegał na fotelu i kontemplował miasto nocą.
Nieco na mnie obrażony, bo naruszyłam jego nietykalność cielesną i zapodałam antybiotyk (już za 3 podejściem) oraz probiotyk.
Na redafa się nie gniewał, kojarzy, kto mu krzywdę zrobił.
Jest uroczy, barankuje i ktoś będzie miał super kota. Zaczynam wznosić modły, żeby się okazało, że pomylili próbki w labie, on w ogóle nie wygląda na chorego kota.