Klimat to coś, co mi się w Czarnogórze podoba najbardziej. Gorący, suchy, delikatny wiaterek cały czas owiewa albo od morza, albo od gór. Chmury o tej porze roku nie istnieją wcale. Morze jest przejrzyste i ciepłe. Plaże dość "trudne". Małe, ciasne i zatłoczone, bo choć linia brzegowa jest stosunkowo długa, to bardzo często urwisko spotyka się z wodą. W rezultacie nawet na "nudistickiej" jest relatywnie tłum, ale ta ma tę zaletę, że jest mocno oddalona od ulicy, ma piękny widok na ruiny monastyru z XI wieku no i ma tyle skalnych załomków, że można się schować.
Poza tym straszliwie dużo rzeczy mnie tu rani. W kontekście naszej sytuacji politycznej jeszcze boleśniej uderza mnie kontrast pomiędzy warunkami życia w UE, a poza nią. Bardziej mi się to rzuca w oczy niż w Albanii, która rozwija się bardzo gwałtownie. Komercjalizuje paskudnie, patodeweloperka szaleje, ale np. nowo budowane drogi nabierają standardu chorwackiego. Po starych, jak malownicza, kręta i stroma Llogara, jeździ się z duszą na ramieniu i powoli. 70 km pokonujesz w półtorej godziny i innej opcji nie ma, przeto zwiedzanie nie jest taką łatwą sprawą jak w CRO, jeśli dysponujesz jedną miejscówką. W Montenegro jest jeszcze gorzej - 6 km jechaliśmy przez 20 minut, takie korki i to przez cały dzień.
O kierowcach albańskich napisano już całe tomy, w zeszłym roku wróciłam z przekonaniem, że ich zdolności pozostały niedoszacowane. Za każdym razem, kiedy myślałam, że nic mnie już nie zdziwi, na drogę wyjeżdżał nowy jędrny talent. Ale czarnogórskie pomysły wybijają mnie z rytmu. Zawracanie na rondzie pod prąd, jazda na rowerze pod prąd ulicą 3-pasmową w mieście? Proszę bardzo. Na drogach, na których zmieści się tylko jeden samochód wymuszanie szybkiego wycofywania się i trąbienie na turystę, żeby szybciej ustępował - norma.
W Izbie Turystycznej, gdzie trzeba się obowiązkowo zameldować i nie jest to obowiązek gospodarza - panie radośnie kazały mi przynieść od właściciela akt własności lokalu. Po czym zdarły z nas następnego dnia kasę nie uwzględniając, że za Młodego płaci się połowę. Ale nie mieliśmy już sił się wykłócać. W razie czego nie rozumieją po angielsku.
Śmieci walają się wszędzie (a reklamują się jako najczystszy kraj na Bałkanach). Nowo budowane bloki są takiej wysokości, że zasłaniają góry
A polska prasa i blogosfera zajmuje się od paru miesięcy pluciem na Chorwację. Szok i niedowierzanie, ja wiem, bo z tej branży jestem, że oczekiwanie iż dziennikarz nie kłamie jest naiwne, ale żeby to robili mądrze...
No ale jedzenie smaczne. Jak wszędzie, gdzie moja ukochana UE jednak się nie wpiernicza ze swoimi normami.
Koty zaaklimatyzowane świetnie. Marlon zwłaszcza, kot stabilny i godny zaufania, czuje się świetnie, wyleguje na balkonie, obżera lokalnym mięsem ze smakiem i nie smarcze, jak zawsze na Bałkanach.
Muszkieterek zadowolony nieco mniej, bo z powodu przewrócenia w głowie ma ograniczoną wolność osobistą. Niestety za mądry to on nie jest i wiecznie próbuje nawiać.
Wieczorkiem wrzucę Wam fotkę z ostatnich podrygów wolności, jak nawiał na dach

A robi to w takim tempie, że go przez cały dzień muszę w szelkach trzymać. Na widok smyczy wszakże ucieka pod łóżka. I tak zabawa trwa.
Niestety, do podróży nadają się chyba tylko stateczne miaukuny
