Po wczorajszym zabiegu nie został nawet ślad. Femcia wytrzeźwiała, już włączyła zwykłego szwendacza. Śniadanko przebiegło już za starych, dobrych czasów: łyżeczka mokrego renala i pół miseczki chrupków


Próbowałam zajrzeć do paszczy femcinej, ale stanowczo odmówiła współpracy. Dalej zatem nie wiem, który ząbek zniknął i jak wyglądają pozostałe.
Pogoda dzisiaj paskudna, ciemno, buro i deszczowo, spodziewam się więc, że Szczypiorki zaraz pójdą spać, dając mi tym samym święty spokój.
Milusia ma znowu zawalony nosek. Dziś pójdę kupić nowe opakowanie wody morskiej, żeby nosek przeczyścić. Bo objawów przeziębienia nie widzę, więc pewnie ten specyfik załatwi problem. Stosujemy bowiem zasadę, że przy noskowych infekacjach Milusi najpierw stosujemy wszystkie domowe sposoby, na które pozwoliła wetka, a dopiero, jak one nie zadziałają, lecimy do wetki. Wiadomo, z Milusią trzeba niestandardowo.
EDIT: w związku z wyrażanymi w tym wątku wątpliwościami co do mojej równowagi i potrzeby trzeźwienia, to dementuję stanowczo te paskudne plotki, jakobym wczoraj była napruta jak bąk
