Już jesteśmy po - przynajmniej częściowo. Bo 3 szwy jeszcze zostały , żeby się rana nie rozlazła, bo było zeszyte i spięte zszywkami "na zakładkę". Po zdejmowaniu zszywek i szwów, umyciu okolic rany, Mela została prewencyjnie zasprejowana i to był moment, po którym było jasne że nic więcej nie powinnyśmy przy niej robić. W sobotę wyjmie się pozostałe szwy, zrobi testy i odrobaczy prewencyjnie (chyba że była odrobaczana u Iego weta). Za wizytę (mimo że długa i wymagająca) pani doktor nie wzięła ani złotówki

.
Ona miała golony brzuch do USG ( u weta nr II) więc raczej powinien wiedzieć - cięcie w linii bocznej jest chyba dość nową techniką. Nie dostałam (przynajmniej na papierze) opisu leczenia/wypisu od drugiego weta - tylko wyniki krwi. Jako że wypis od pierwszego weta opiewa na Kot&pies, samiec, maści wszelakiej, ur.04/11/2013 - amputacja kończyny p.t. po wypadku samochodowym 150

To zgadza się tylko data wystawienia, zero użytecznych informacji.
Mela nie narzeka na kołnierz - zawadza jej jak je, więc staram się go jej ściągać i siedzę wtedy z nią aż skończy - wtedy na powrót go ubieramy. Gdyby klosz jej zawadzał, próbowałaby go zdjąć a nic takiego nie miało miejsca. Za to jest zgodna i miła do szaleństwa - totalnie oczarowała panią wet, panią technik i moją sąsiadkę (niestety piesek sąsiadki nie trawi kotów

, bo miałaby cudowny dom, w dodatku z człowiekiem 24/7 - sąsiadka w domu pracuje).
To na nosku może być grzybem, więc na wszelki wypadek mam posmarować co 2 dni fungidermem; szew mam przemywać Rivanolem.
Do wetki dowiozła mnie Aga, która obiecała zrobić biedactwu FB, wracać wracałam już autobusem. Sama z kicią, bo Ala w szkole była. Siekły mnie nereczki już u weta, więc po starej znajomości skorzystałam u nich z toalety.