Wczoraj cały dzień nie było kupki, a w nocy znów malutka zwymiotowała 2 razy, więc dziś, jak tylko wstałam, zabrałam ją do wetki. Wetka obmacała jej cały brzuszek i stwierdziła, że jest bolący, a jelitka zgazowane

.
Zaleciła mi zrobienie rentgena jeszcze dziś.
Niewiele więc się zastanawiając, zapakowałam maleńkie cudo w samochód i pojechałyśmy na Sanocką do Kliniki Krakvetu.
Najpierw zrobiono jej rentgen brzuszka, który nic nie wykazał, więc dr Orzeł zaproponował mi badanie kontrastowe, na które bez zastanowienia przystałam.
Gaguleńka połknęła kontrast i systematycznie co pół godziny, godzinę, 2 godziny miała robione zdjęcia brzuszka. Ostatnie zrobiono jej o 16.30 i kolejne miało być za 3 godz.
Byłyśmy obie tak umęczone siedzeniem cały dzień w Klinice i oczekiwaniem na kolejne zdjęcie, że o 16.30 pojechałyśmy do domu, by znów tam wrócić na godz. 20.
Całe szczęście okazało się, że jelitka są drożne i nic w nich nie zalega. Niestety, nikt (a badało ją 3 wetów) nie był w stanie powiedzieć, co jej dolega

.
Wróciłyśmy definitywnie do domu po 22.
Jestem pełna podziwu dla Gaguni, że tak dzielnie zniosła cały ten dzień w Klinice. Gdy czekałyśmy na kolejne zdjęcie, siedziałyśmy sobie na ławeczce na zewnątrz, a maleńka siedziała grzecznie obok mnie i obserwowała świat

. A co się pochwał nasłuchała za swoją urodę, to jej.
Wszyscy mnie pytali skąd mam takiego ślicznego i grzecznego kotka

. To cudo było tak grzeczne, że wszystko pozwalała ze sobą zrobić

. Dopiero w momencie zastrzyku pokazała swój szylkreci charakterek i zlała wetkę łapeńka, pogryzła i uciekła

.
Uspokoiła się dopiero na rękach u pańci.
Weci póki co podejrzewają stan zapalny żołądeczka. W poniedziałek mamy jechać na wizytę kontrolną - zobaczymy co będzie się działo przez te 2 dni.
Malutka je, dziś nie wymiotowała, ale kupki nadal brak

.