Wpadłam znowu na moment do domu. W kontenerku malucha cicho, leży, ale dość wyprężony. Nie płacze. Żyje bo porusza ogonkiem.
Staram się być jak najciszej, nawet go nie dotykam ani otwieram, bo przy takich objawach najważniejszy jest spokój.
Strasznie się denerwuję.
Chyba jestem egoistką, ale jeżeli znowu zacznie tak płakać (podobno tego nie czuje, to jest poza jego świadomością wg. weta dyżurnego) to nie wiem jak wytrzymam. a to podobno może trwać
