No. Już jestem. Drogą skojarzeń w zakresie posypywania jedzenia przypomniało mi się, że w dzisiejszej paczce z zooplusa przyszła
posypka, a następnie, że wołowiny z zamrażalnika na kolację nie wyjęłam. Przy okazji musiałam jeszcze w talerzyku z RC pogrzebać palcem, bo kotusiowi lepiej smakuje, jak jest wymieszane mną a nie łyżeczką.
Tak właśnie myślałam w kwestii posypki dla Ulci ... Proszę Ulcię ode mnie wymiziać.
Magnolciu! Jaka Ty jesteś grzeczna kociczka. Ciocia głaszcze pod bródką, miziać dzisiaj nie będzie, bo za dużo stresu miałaś.
Trochę mnie wyniki Magnolci martwią, ale nie ma tragedii. Tak myślę. Ze zwężoną przegrodą w nosku da się żyć. Mój nos jest po trzykrotnym złamaniu - ostatnie ponad 20 lat temu, więc przed Magnolcią jeszcze wiele.
Budka dla Magnolci ma już dno i brzeg się wyrobił. Co za cholera mnie podkusiła, żeby takie coś spróbować, to sama nie wiem. Cykl produkcyjny jest koszmarny, idzie strasznie dużo wełny i już mi się przykurcz powoli robi.
Jo.anna - bardzo Ciebie i Twoje koty przepraszam, ale kolejnej budki robić nie zamierzam, chyba że dla małego kociaka. O posłanku możemy rozmawiać.
Tygryskowe już prawie skończone, jeszcze tylko muszę oba elementy ze sobą połączyć. Dzisiaj dwa seriale, które oglądam, więc pewnie się uda. Tak czy inaczej - Tygrysek akceptuje nawet niezszyte. Przynajmniej jako umywalnię.

Tata dzisiaj stwierdził, że "gównatusów" jeść nie będzie. Tym dźwięcznym mianem określił Gerberki. Ale zjadł kurczaka w potrawce z makaronem, więc nie jest źle. U lekarza rodzinnego załatwiłam znacznie więcej niż miałam nadzieję. Niemożliwe. Jak wracałam, to się zastanawiałam, czy aby Tata nie jest jakimś szczególnym ubezpieczeniem zdrowotnym objęty. Bo bez problemu dostałam receptę na 70% refundację pampersów w wymiarze 60 sztuk na miesiąc, pielęgniarka przyjdzie krew pobrać do badań, żeby nie musiała Taty przed tomografią męczyć i wozić do szpitala na badania (tylko za jedne - marker nowotworowy - muszę zapłacić, bo na to skierowanie może dać tylko specjalista a nie rodzinny, pozostałe na fundusz), pani doktor sama zaproponowała, że wypisze zlecenie na transport sanitarny do szpitala na TK (i z powrotem) i sama z siebie dała mi skierowanie do hospicjum domowego, żeby nie było problemu z wizytami domowymi + opieką w domu, jak już będzie całkiem leżący. Bo powiedziała, że czeka się jakoś miesiąc, więc dlatego już dała. Normalnie Anioł, a nie lekarka pierwszego kontaktu.