Georg-inia jeśli wyniki są błędne to są błędne w dwóch ostatnich badaniach. Nie ustalam ostatecznych terminów pożegnań ale piszę o swoich obawach. Po prostu gdzieś, z kimś kto zrozumie moje obawy chciałam się podzielić tym co się w naszym życiu dzieje. Miałam nadzieję na jakieś wsparcie i zrozumienie w gronie kociar i może jakąś małą pomoc, podpowiedź. Pisząc o rozstaniu powtarzam w innej formie słowa wetów niekoniecznie się z nimi zgadzając, ale rozumiejąc, że być może taką decyzję zmuszona będą podjąć. Wiadomo jak każdy ale u nas to nagle jakieś takie realne się stało.
Mimo tego myślę, że śmiało można powiedzieć, że leczę kota nie wyniki. Gdyby były takie właśnie jak mówisz to trzeba wziąć pod uwagę, że Qua żyje z nawet trochę gorszymi od prawie 5 miesięcy. Podejrzewam, że w obu badaniach podali złe jednostki i tej wersji się trzymam i akurat nad nimi nie panikuję. Nowe badania zrobię za tydzień, już po zakończeniu kroplówek, żeby go nie stresować dodatkowo. To jest kot, który od pewnego czasu regularnie dostaje zastrzyki/kroplówki, ma pobieraną krew, miał robioną operację. Na widok wetów jego źrenice robią się ogromne, a całe ciałko się spina gotowe w każdej chwili do ucieczki, uspokaja się jak go gładzę tzn. wtedy jeśli nie jest dotykany może siedzieć na stole. Po zastrzyku robionym w domu ucieka, a w jego czasie płacze straszliwie, ale w swej rozkoszności nie próbuje drapać a jedynie szuka drogi ucieczki. Co się dzieje po kroplówkach nie muszę chyba opowiadać. Jak dla mnie normy mogłyby być stukrotnie przekroczone i nie przejęłabym się nimi gdyby Qua nie czuł się wyraźnie źle. Chwilowo skończyły mi się pomysły co robić i jak można mu pomóc, zwyczajnie po ludzki, a mam wrażenie, że z nim jest coraz gorzej. Każdy nawrót choróbska jest coraz bardziej dokuczliwy i osłabiający. Tutaj pojawia się bezradność. Ja nie jestem wetem i nie wiem czy moje decyzje nie są dla niego złe, co też swoistą frustracją mnie napełnia, bo przy moich dotychczasowych doświadczeniach to wetom w pełni zaufać nie mogę.
Dodatkowo idąc do weterynarza usłyszałam o tym, że powinnam się zastanowić nad podjęciem takiej a nie innej decyzji, słyszę tak też od innych osób. Nie mam zamiaru tak robić, bo wierzę, że każde życie jest ważne i cenne. Dla mnie szczególnie życia tych istot wokół mnie z którymi jestem związana, ale nie chcę narażać nikogo na cierpienie.
Ale oczywiście publicznie mogę pisać tylko o dobrych rzeczach skoro tak ma wyglądać powrót rzeczywistości. Zazwyczaj tak właśnie się starałam, bo mimo wszystko i wszystkim z większości rzeczy Qua wychodził, zwycięsko czy nie, raczej zwycięsko skoro wychodził

Myślę, że i tym razem tak będzie po prostu uświadomiłam sobie pewną rzecz, a niektóre rozmowy optymizmem mnie nie natchnęły za co przepraszam ale jednocześnie powtarzam, że pomimo tych słów nie mam zamiaru iść z nim już dziś, teraz, natychmiast i zabijać go. Zrobię co mogę, na razie szukam jakiegoś zaufanego weta gdzieś blisko, żeby w każdej chwili móc pojechać tam z Grubym i nie bać się, że diagnoza była lipna, czy raczej jej nie było.
PS. Zastanawia mnie działanie homeopatii, czy jest możliwe, żeby zaczynała działać natychmiast? Bo u Qua po podaniu widzę natychmiastowe rezultaty i nie wiem czy to z moją głową jest już coś nie tak i tworze w niej jakieś obrazy, czy ona faktycznie w ciągu półgodziny/godziny może zacząć działać.