Generalnie nie udało się mojego słonka ustabilizować oddechowo, mimo namiotu tlenowego i rurki, dostał obrzęku płuc i odszedł

nie wiadomo co to. moze wirus. wg weta raczej jest niezwykle mało prawdopodobne, że to ten podjadany ostatnio żwirek.
nie było żadnych objawów poza własnie tym zwirkiem i zjadaniem od kilku dni nieco mniejszych porcji. ale poza tym wszystko było ok... wyglądał ładnie, żwawy był, przychodził co wieczór i co rano poudeptywać mnie na łózku....
jest mi strsznie smutno a wiem, ze ten smutek sie dopiero zacznie.
jest mi smutno, że nie miał u mnie dłuższego życia. niby logicznie wiedziałam, ze on prawdopodobnie odejdzie najwcześniej z moich kotów, ale nie aż tak szybko, był u mnie tylko niespełna 4 lata...
Jest mi smutno ze w ostatnich minutach nie zajmował się nim jeden z moich zaufanych wetów, ale nie było na to szans... zresztą i tak pewnie by to nie pomogło. o transfuzji nie było nawet co mówić, bo nie dało mu siezałożyć weflonu, żyły, nawet jak sięudało je znaleć, pękały.
Odszedł w ciągu półtorej godziny od pojawienia się objawów. Wet mówi ze się z czyms takim nie spotkał jeszcze.
Mam nadzieję, że nie było przytomny, że nie cierpiał za bardzo.
Pędzelku, kocham cię bardzo, bardzo. Byłeś moim najukochańszym kotem. Mam wyrzuty sumienia że nie umiałm ci zapewnić dłuższego życia, choć logika podpowiada że nic nie mogłam zrobić. Potem napisze wiecej , jak bede w stanie cos składnie napisać.