Nie, żadna sałatka.
Na talerzu leżało drugie dane, wyjątkowo skomplikowane jak na moje umiejętności i chęci: pieczona polędwiczka z dorsza, ziemniaki, brokuły. Smakowo takie sobie, ale ujdzie, najważniejsze, że zjadliwe i nie trujące.
Celinka też zareagowała z dystansem (i spoglądała przez ramię jedynie).
Za to byłam ostatnio w sklepie mięsnym po coś tam dla siebie i... odważnie zapytałam o kawaląteczek dobrej wołowiny dla kota.
Ekspedientka wykazała się zrozumieniem, bo sama też zakocona, jak się przyznała. Wybrała wołowinę dla Celinki (ciut) i jeszcze dołożyła mielonego indyka (ciut).
W domu owe "ciuty" podzieliłam bodajże na 10 porcji i do zamrażalnika, ale odrobinę indyka (tak na jeden koci ząbek) dałam Celince. Zjadła i podziekowała.
Będę powoli próbować z mięsem, bacznie obserwując kuwetę, bo boję się... wiadomo czego tam.