Wiem... życie jest trudne
A teraz "ryjkowe wieści". Dziś byłam w domu i zajęłam się sprzątaniem, bo ma wartość terapeutyczną

Zaglądałam co jakiś czas do Ryjka, czy jeszcze żyje. Bardzo malutko zjadł i praktycznie cały czas spał zwinięty w kłębuszek. Wieczorem pojechaliśmy do Pani Wet. Myślałam, że tylko na zastrzyk, ale okazało się, że również i na oczyszczanie rany. W znieczuleniu, bo inaczej nie dałby rady. Okazało się, że rana jest całkiem żywa, nie ma już ropy i zaczęła się pojawiać nowa tkanka. I Ryjek już nie cuchnie

Więc chyba kroczek naprzód. W drodze powrotnej ogrzewał się w moich rękach, a po powrocie wygrzewał się na wężu. Po wybudzeniu się, jeszcze w gabinecie schrupał kociego chrupka. Mam nadzieję, że przetrwa kolejną dobę. Jutro Pani Wet przyjedzie do nas, bo M odmówił współpracy

Co gorsza, trudno go będzie zmusić do kooperacji przez najbliższy miesiąc, więc muszę się zebrać w sobie do robienia zastrzyków i smarowania rany

Ale jak tylko zagrożenie minie - damy radę.
Ufi cały dzień spędziła poza domem. Nie .... nie włóczyła się po okolicy - większość czasu spędziła w garażu

Jest bardzo piękna. Dziś wspaniale upozowała się na fotelu. Niestety, jak dobiegłam z aparatem, zbiegła.
Dziś powstało w nas podejrzenie, że jedzenie, które zostawiamy jeżom, które zostały wypuszczone, zjadają dziki. Jak na jeże - tacki są zbyt czyste. Jeże są bałaganiarzami i wszystko brudzą. A tacki, które zostawiamy są tak czyste, jakby je ktoś umył. Więc chyba dobiera się do nich większy jęzor
