jestem załamana od wczoraj
Shillunia w "odwrocie", a my wyjeżdżamy, więc nie będzie jej miał kto socjalizować.
powodem jej wycofania jest moim zdaniem brak akceptacji ze strony pozostałych kotów.
już przecież było lepiej - wychodziła, bawiła się, interesowała... teraz siedzi znów pod kanapą.
wczoraj wieczorem poszłam jej dać jeść i trochę ją pomyziać. daje się głaskać, ale przy jakimś ruchu od razu się odsuwa. wychodzi chętniej gdy pojawia się inny kot - najlepiej Rudiś. no i wczoraj tak właśnie było. zjadła i odeszła, ale pojawiła się rudzielec, więc zaczęła swoje "wygibasko-przytulaski"...
i tutaj niespodzianka - niemiła niestety

Rudiś jej dał z plaskacza. Shilla przywarła do podłoża, a on ją jeszcze dziabnął 3 razy w ucho... na szczęście on nie ma za dużo zębów, więc to nie było chyba zbyt bolesne, jednakże podziałało na Shillę bardzo negatywnie. zwiała i nie chciała już podejść ani do mnie, ani do Rudisia
później jeszcze była akcja ze strony Szejny, która ją pogoniła, gdy Shilla (chyba) chciała wyjść z pokoju.
po prostu jestem ZA-ŁA-MA-NA
wstawiłam Shilli z powrotem kuwetę do jej pokoju, żeby nie musiała chodzić do tych "ogólnych"...
boję się, że jak koty zostaną same, to będą ją - nie daj bosze - terroryzować.
najchętniej to nigdzie bym nie jechała, tylko została z nią w domu...
ona taka młodziutka, delikatna... a te wstrętne staruchy, potwory ją biją...
