Bardzo się niepokoiłam bo wyjechali o 11,30, a do 18 nie było wieści. Dopiero o 18 z minutami zadzwonili, że stali w strasznym korku pod Tychami.
Tyle godzin w transporterku

bałam się, że zrobił kupsko albo siku. Miał co prawda podklad na kocyku i zapasowe do zmiany, ale tyle nagadałam aby nie otwierać transporterka w samochodzie, i o strasznych skutkach ucieczki kota, że pewnie i tak by nie zmieniali podkladu.
Obyło się bez niespodzianek.
Teraz dam im jeszcze trochę czasu i zadzwonię

Trudno, muszą to jakoś znieść, tym bardziej, że mówiłam iż będę molestować telefonami przez pierwsze dni.
