Wiadomości Wieczorne Nieobiektywne
Zmiany, zmiany, zmiany.
Największe w relacjach Edzia - reszta świata, w
sęsie my. Jeżynka uznała, że skoro już plączemy jej się po działce, to niech tam. od jakiegoś czasu, gdy wieczorami siedzimy wszyscy na tarasie, Edzia nam towarzyszy

Wprawdzie nie leży jak Nero i zasrańce i nie siedzi jak ja, ale penetruje węchowo wszystko, co ma w zasięgu nosa. Ale spędza z nami czas. Potem poleci gdzieś w krzaczory, żeby za chwilę znowu się zameldować. Wczoraj na przykład intensywnie obwąchiwała moje nogi. Zupełnie się nie boi, nie ma mowy o zwijaniu się w kulkę. Bardzo mnie to cieszy. Postanowiłam konsekwentnie oswajać ją ze swoim głosem. Zaprzyjaźniać się nie chcę, niech zostanie dziką zwierzyną, ale chcę, żeby moja obecność i mój głos kojarzyły jej się z brakiem zagrożenia. Bardzo się to przyda, jakby była konieczność do weta jechać. Na pewno stres będzie wtedy mniejszy.
Wczoraj zauważyłam, że jej igły wyglądają tak, jakby ktoś w kilku miejscach ochlapał ją białą farbą. Zaniepokoiłam się i dzisiaj już dzwoniłam do Jeżowej Fachowczyni. Okazało się, że najprawdopodobniej jest to efekt obśliniania igieł po spotkaniu z obcym zapachem. Fachowczyni nazwała to jakoś inaczej, ale generalnie mnie uspokoiła, że to normalne zjawisko. Muszę tylko zaobserwować, czy te plamy zniknęły i czy to tylko czubek igieł. Siedzimy na tarasie, ale na razie Edzia się nie objawiła. Wątpię, żeby jeszcze spała, ale też nigdzie jej nie widzę. Jak się burza nie rozhula (na razie pierdzi gdzieś w oddali, ale ciągle świeci słońce na przemian z lekkim deszczykiem), posiedzimy do późnych godzin.
Zapalenie dziąseł u Femci ciągle nie jest w odwrocie. W sobotę byłam z nią u weta. Kotka dostała antybiotyk, ale jakoś nie mam wrażenia, że jest pomysł na skuteczne zaleczenie tego świństwa. "Nasz" doktor jest na urlopie, a ta, do której trafiłam w sobotę miała focha, bo było po 18. Nie moja to wina, że było dużo ludzi. Ja dojechałam o 17.20 i nie miałam zamiaru robić odwrotu, żeby znowu przyjeżdżać w niedzielę. Dla kocicy to za duży stres. Zresztą poza wszystkim, mnie też moi klienci zatrzymują w pracy dłużej niż planowałam, ale nigdy w życiu nie dałabym im odczuć, że już jestem po pracy. Dają mi zarabiać na całkiem przyzwoite życie i mają prawo do kaprysów. Nie rozumiem zupełnie, dlaczego ludzie ciągle nie rozumieją, że mają robotę tak długo, jak ktoś chce korzystać z ich pracy.
To femcine świństwo to plazmocytarne zapalenie dziąseł. W piątek planuję nie iść do pracy, tylko do weta (innego niż ta dziunia) i rozmawiać nie o podawaniu do usranej śmierci zastrzyków, tylko o usunięciu ostatnich 4 zębów. Nie będzie mi się Femcia męczyła w nieskończoność.
Menel. Ja tego koteczka skrzywdzę kiedyś. Po prostu któregoś dnia nie
wytrzymię i tak mu pizgnę, że z głodu w powietrzu umrze (a w jego przypadku musiałaby to być bardzo dłuuuuga podróż

). Dzisiaj do pracy zamiast najpóźniej na 10.00 dojechałam na 11.20. Powód? Kotek postanowił się schować i przykleić głupa, jak go ponad godzinę szukałam. Poszukiwaniami objęłam nawet posesje sąsiadów. Menel tymczasem leżał sobie w szafie. Nie spał nawet. Jak go w końcu znalazłam, siedział w pozycji wyczekującej. Konkurs zasraniec sobie urządził, loterię fantową: znajdzie/nie znajdzie.